Marek Łukaszewicz
- z inspiracji wydarzeniami wokół Dni Ateizmu 2023
To groźne słowo wypowiedziane w holu Centrum Nauki Kopernik podczas konferencji „Nauka – nie urojenia” nabrało swojej mocy wspinając się po schodach, a może jadąc windą na piętro, obiegło kuluary, ich wystawową część i targi książek, by rozpędzone, już z hukiem dziesiątek decybeli odbijać się echem od szklanych ścian konferencyjnej sali. Bojkot, ojkot, kot…
To straszne, pomyślałem, patrząc na ponad trzystu ateistów wypełniających salę, bojkotują nas.
Zdjęty strachem zbiegłem na parter oczekując tłumu bojkotujących, ale nie, hol był prawie pusty. Prawie, bo był tam sam Pan Prezes Towarzystwa Humanistycznego, Pan Andrzej Dominiczak i jako przedstawiciel środowiska ogłaszał wszystkim, zarówno chcącym go słuchać jak i tym, co nie chcieli, że on bojkotuje. Przeraziłem się jeszcze bardziej, uświadomiwszy sobie, że przyprowadził z sobą całe to Towarzystwo, to znaczy przybył sam. No, ale jak to mówią, mądremu człowiekowi do towarzystwa wystarczy on sam, a w tym wypadku jeszcze lustro, bo przecież ktoś tak ważną osobę podziwiać powinien.
Bojkot, bojkot dźwięczało mi w uszach; dlaczego teraz, dlaczego On. Przecież jeszcze niedawno sam, przez nikogo nie proszony, z własnej woli proponował pomoc przy prowadzeniu konferencji, nie całej oczywiście, tylko tej najważniejszej części. Znaczy, ni mniej ni więcej, chciał poprowadzić rozmowę-wywiad z Richardem Dawkinsem, twierdząc, że On to zrobi świetnie, co potwierdziło całe jego Towarzystwo, czyli lustro. Rzecz jasna, sami to rozumiecie, Pan Prezes propozycję złożył nie bezpośrednio do organizatorów ale przez pośredników, bo przecież bojkotuje. Ileż potrzeba było odwagi, ile determinacji do poświęceń, bo z jednej strony światła jupiterów, a z drugiej niechęć bojkotującego towarzystwa. Ale zdobył się na to, dla sprawy.
Jak mogliśmy tak niegodziwie postąpić, odrzucając taką ofertę, tę wyciągniętą do nas, mimo bojkotu, pomocną dłoń, zasłużyliśmy sobie, pomyślałem. I wtedy przypomniało mi się jeszcze gorsze słowo, które też padło z ust pana prezesa. Ostracyzm. Padło już wcześniej, wiele lat wcześniej i powtarzano je corocznie, odnawiając tajemną przysięgę, ostatnio tydzień wcześniej w pustej salce Marii Skłodowskiej-Curie wypełnionej po brzegi grupką bojkotujących ateistów.
Oczyma duszy ujrzałem, jak wywożą nas na wózku łajna, jak Jagnę, za miasto, a może dalej, jak ciągną całą gromadą, długim pochodem, jak opluwają. Na czele, co zrozumiałe, Adam z Krakowa, Adam jest pierwszy jak napisano w Piśmie, a nawet dwóch Adamów, jeżeli wzięli z sobą tego z Rynku. Potęga. Za nimi dumnie kroczy warszawska Koalicja, z kim koalicja nie wiem, to dla wtajemniczonych wiedza, a zresztą może również im do koalicji wystarczy lustro. Ale idą w Marszu Baloników, których jest w niegdysiejszym Marszu Ateistów wielokrotnie więcej niż uczestników. Baloniki dostali od Fundacji Wolność od Religii za darmo, co nie przeszkadza im w bojkocie wydarzenia, którego ta właśnie Fundacja jest współorganizatorem. Idą wszyscy, Jarosław, Ela i Iwona. I jeszcze jakaś starsza pani. Daleko z tyłu, prawie niewidoczna, dyskretnie sunie para z Wrocławia. Dyskretnie, bo im trochę nie wypada być w tym pochodzie, ale ostracyzm obowiązuje, mus to mus.
I tak dumając nad tym obrazem zupełnie przegapiłem batalię, bój w recepcji wygrany, któż by wątpił, przez pana Dominiczaka. Udało mu się przedrzeć nie zapłaciwszy. „Wykłóciłem się” opowiadał potem znajomym. Co było potem, okrywa mrok i sprzeczne opowieści świadków. Ktoś widział go jak cichcem przemyka korytarzami, z wrodzonej skromności pewnie, aby nie zostać rozpoznanym, inny widział jak podpisuje książkę sprzedawaną podczas bojkotowanej konferencji, ktoś inny jeszcze coś. Jak było naprawdę, nie wiem. Może strzelił sobie fotkę z naszym honorowym gościem, i teraz patrzy na nią zamiast w lustro, a może całkiem co innego. Na salę główną nie wszedł, bo po co miałby wchodzić, na tłumaczeniu książki już zarobił, a cóż mógłby mu powiedzieć sam Dawkins, czego on sam już wcześniej nie wymyślił.
Co było zatem? Któż to wie?
I teraz kłopot dla bojkotujących: wrzucać na fejsa te wszystkie fotki, selfiki i obrazki, skoro się tam nie było, choć się było. Pokazać fotę z wywiadu z Richardem Dawkinsem, ale jak, skoro jest na niej bojkotowana Nina? Dać lajka? A jak zobaczą? A może tak jak pewna pani Kasia, która z czterozdjęciowego albumu przedstawiającego nagrodę dla organizatorki wydarzenia, zlajkowała jedyną fotkę na której ani nagrody, ani laureatki nie ma. Spryciula taka, polubiła i opluła jednym lajkiem.
Cóż, bojkot.
Marek Łukaszewicz
Prezes Fundacji im. Kazimierza Łyszczyńskiego