Niestety popełniłem błąd i przyjrzałem się krytycznie własnej religii, to znaczy mitowi judeo-chrześcijańskiemu, legendzie Jezusa, Mojżesza i Abrahama, a nawet poszedłem za ciosem i obczaiłem Mahometa. Ostatnie dwa lata spędziłem na zaznajamianiu się ze stanem faktycznej naukowej wiedzy na temat Biblii i jej „nieomylności” i… no właśnie… i dochodzę do wniosku, że w świetle racjonalnej oceny opartej na rozumowaniu dowodowym to wszystko jest niczym więcej, jak mitem właśnie.
Nic z tych rzeczy nie jest prawdą – w takim sensie, że nie jest oparte o żadne rzeczywiste wydarzenia, nie opowiada o prawdziwych postaciach, nic nie ma zaczepienia w historycznych faktach i wszystko jest zmyśleniem. Poczynając od początku, czyli od Mojżesza, wyjścia Żydów z Egiptu do Ziemi Świętej, Potopu, Stworzenia Ziemi, Adama i Ewy, zniszczenia Sodomy… no po prostu nic z tych rzeczy się nie wydarzyło, nie było tych postaci. Wszystko wymyślone. Współczesne badania archeologiczne nie potwierdzają żadnych z tych wydarzeń. Nie ma żadnych śladów czterdziestoletniej wędrówki trzech milionów Żydów przez pustynię… Niestety. Mało tego, to nie Mojżesz był autorem pięcioksięgu, czyli Tory. Autorstwo nie jest znane, a naukowcy przyjmują umownie, że było co najmniej czterech różnych autorów w różnych czasach i określają ich literami: E, J, P, D. Mojżesz nie istniał.
Nie było też Jezusa. (Ani Mahometa). Niestety. Wbrew opanowującej Polskę jezusowej psychozie i przekonaniu, że Jezus był postacią realną, a Ewangelie są dokumentami historycznymi, badania tego zwyczajnie nie potwierdzają. I nie potwierdzają nie tylko tego, że chodził po wodzie, czy wskrzesił Łazarza, ale nawet tego, że w ogóle istniał jako jakiś żydowski kaznodzieja. Nic. Nie ma żadnych źródeł poza chrześcijańskich, które wskazywałyby, że ktoś taki jak Jezus istniał. To znaczy, nie da się tego wykluczyć, no ale nie da się też wykluczyć, że istnieje Godzilla i jednorożce. Słynny paragraf u Józefa Flawiusza, historyka żydowskiego piszącego dla Rzymian, który rzekomo miał potwierdzać istnienie Jezusa okazał się fejkiem – i nie trzeba być jakimś wielkim znawcą źródeł, żeby się o tym przekonać, wystarczy samemu, na spokojnie, przeczytać ten paragraf w kontekście paragrafu wcześniejszego i późniejszego – dziecko się zorientuje, że ktoś to tam wsadził na siłę. Są nawet dość dobre teorie, kto.
Słabiutkie są też inne tzw. niezależne źródła, jak te u Tacyta, czy rzekome wzmianki o Jezusie w Talmudzie, których żaden badacz Talmudu nie potwierdza – tzn. występuje tam imię Jezus, ale w odniesieniu do zupełnie innych osób.
Zresztą same Ewangelie, które w Polsce z uporem przypisywane są Apostołom Jezusa i traktowane jako opowieści naocznych świadków, okazują się opowieściami fabularnymi, opowiadającymi fikcyjne zdarzenia, a ich autorstwo nie jest znane. Wiadomo tylko, że powstały po zburzeniu Świątyni, czyli po roku 70tym, a zapewne dużo później, w połowie drugiego stulecia. Ich treść jest wynikiem wielu poprawek, uzgodnień i zmian, a do Biblii weszły tylko te zatwierdzone przez pierwszych ojców Kościoła po burzliwych sporach. Reszta, a były ich dziesiątki, tak jak i dziesiątki było postaci Jezusa, zostały siłą zniszczone a ich wyznawcy usunięci. Krótko mówiąc, to nie Marek, Mateusz, Łukasz i Jan napisali te księgi, a ich autorzy nie znali żadnego prawdziwego Jezusa. Najprawdopodobniej apokaliptyczny kult „boskiego zbawiciela” zwanego ogólnie Chrystusem istniał dużo wcześniej w wielorakich formach i przesłaniach, a gdzieś na przestrzeni pierwszych 300 lat naszej ery został sformalizowany i ujednolicony w dużej mierze siłą i jak najbardziej przez ludzi, by później zostać adoptowany na religię państwową przez cesarza Konstantyna i w następnych wiekach narzucony mieczem całej Europie.
Nawet sam święty Paweł, który jest pierwszym ojcem Kościoła i który pisał swoje listy apostolskie, nie wierzył w historyczność Jezusa. Jego listy, wcześniejsze niż Ewangelie, bo pisane gdzieś koło roku 50tego, nie wspominają nic o „prawdziwym człowieku”, który „chodził po prawdziwej Ziemi”, ale są dokumentami religijnymi, gdzie Jezus jest postacią mistyczną, moralnym drogowskazem, zjawiskiem eterycznym i niematerialnym. Nie mówiąc już o tym, że tylko siedem z trzynastu jego listów jest przypisywanych rzeczywiście jemu, reszta natomiast to są fejki, napisane przez nie wiadomo kogo – a jednak są częścią Biblii – w sumie czemu? choć treść listu do Żydów jest radykalnie antysemicka. Zachęcam do przeczytania. Wątpliwe też, by św. Paweł był Żydem.
Ewangelie zaś, jak na nieomylne słowo Boga, są pełne sprzeczności, pomyłek, historycznych i geograficznych sprzeczności, pisane są greką, a nie po hebrajsku, więc ich zatopienie w kulturze żydowskiej, w której są rzekomo osadzone, jest wątpliwe. Jak pokazują badacze, autorzy Ewangelii słabo znali zarówno topografię Palestyny, jak i panujące tam zwyczaje. Mało tego! Słabo znali Stary Testament! Warto się przyjrzeć – zachęcam – odniesieniom z Ewangelii do Starego Testamentu i ocenić wartość tych rzekomych zapowiedzi nadejścia Jezusa. Niestety nic z tego nie trzyma się kupy, a żaden badacz Tanach nie potwierdza tych chrześcijańskich pretensji.
Co więcej, tylko dwie Ewangelie wydają się w miarę oryginalne, to znaczy Ewangelia według św Marka i Jana. Ewangelia wg św. Marka jest zapewne pierwszym tekstem, natomiast Ewangelie Mateusza i Łukasza są po prostu kopiami tej pierwszej, z elementami poszerzeń, rozbudowań i przekłamań. Dlatego zwane są Ewangeliami synoptycznymi, czyli podobnymi. Ewangelia według św Jana natomiast to już swój własny odjazd – odjazd, gdyż jest to Ewangelia pełna mrocznych mistycyzmów, zapewne najpóźniejsza, pisana z popuszczeniem fantazji, bez wielkiej potrzeby zwracania uwagi na jakiekolwiek prawdopodobieństwo historyczne. Zresztą w tym sensie jest najfajniejsza – to już czyste mroczne fantazy.
Historie zawarte w Ewangeliach biorą zaś swoje źródło we wcześniejszych mitologicznych przesłaniach – i tu zbieżności przygód Jezusa z postaciami wcześniejszymi jest całe mnóstwo, aż trudno to wszystko wymienić. Część z nich jest parafrazą opowieści starotestamentowych, część mitów starożytnych, jak ten o dziewiczym narodzeniu, czy o ukrzyżowaniu, część powtarza w nowy sposób wierzenia apokaliptyczne, bardzo silne w ówczesnych czasach na terenie Bliskiego Wschodu. Ta wiara, że „koniec jest bliski”, że będzie „sąd nad wszystkimi”, że potrzebny jest „Zbawca” – stała się po prostu bardzo modna i kulturowo nośna, a na tle tego przekazu – odpowiadającego idealnie na generalne ludzkie strachy – mity rzymskie i greckie z Jowiszem i Apollem, Bachusem i Achillesem po prostu przestały żreć – stąd być może taki sukces religii apokaliptycznych, których chrześcijaństwo stało się oficjalnym zwornikiem. I nie miejmy wątpliwości – chrześcijaństwo idzie z Rzymu, nie z Palestyny, choć tam jest osadzona opowieść, podobnie jak Władca Pierścieni idzie z Londynu a nie ze Śródziemia. Zresztą pierwsze wyobrażenia Jezusa zaczerpnięto z wizerunków Apolla i znajdują się one w Rzymie a nie w Jerozolimie. Do Jerozolimy chrześcijaństwo (to nasze) przyszło z Rzymianami i cesarzową Heleną, która ponoć odnalazła tam krzyż Jezusa…
W sumie dziwi już choćby ten fakt, że nic nie wiadomo o Apostałach Jezusa, choć przecież zostali posłani przez niego na świat i mieli niezwykłe ponadnaturalne moce. Tak ważni ludzie, poslani przez samego Boga, powinni byli chyba jakoś zapisać się w pamięci współczesnych, albo zostawić po sobie jakieś pisma – jeśli nie umieli pisać, to mogli je dyktować – powinni zostać dostrzeżeni przez historyków, którzy bardzo uważnie opisują losy Palestyny i powstania żydowskie przeciw Rzymowi. A tu nic. Przepadli jak kamfora. Czego dokonał apostoł Andrzej, na przykład? Wydaje się, że ich liczba – 12 – odwołująca się do istotnej dla starożytnych liczby zodiakalnej jest najlepszą wskazówką.
Jak pokazują badacze religii, antropolodzy kultury, religie dość często podlegają procesowi „uhistorycznienia” mitu, który to proces powoduje, że to, co zostało wymyślone jako przekaz religijny, mityczny i co było tak zrazu traktowane, ma tendencję, by stawać się coraz bardziej realne, a w końcu uznawane za przekaz historyczny. Potrzeba na to zaledwie kilkudziesięciu lat. Dokładnie taki proces wydaje się zachodzić z chrześcijaństwem, od kiedy św. Paweł zaczął o nim pisać i dążyć do stworzenia Kościoła. Ale on sam jeszcze nie wiedział o historycznym Jezusie. Dwadzieścia lat później Marek pisze już nieśmiało o Jezusie stąpającym po padole łez, choć nie wiadomo skąd przybyłym, kolejne przekazy coraz bardziej uściślają opowieść, by w końcu dać pełne przekonanie, że Jezus był facetem z krwi i kości, a nawet kłócić się, czy miał sakiewkę z pieniędzmi, czy nie.
Nie, nie było Potopu, a Noe nie uratował zwierzaczków na Arce. Przykro mi. Podczas śmierci Jezusa kurtyna się nie rozdarła, a umarli nie wstali z grobów by chodzić po ulicach Jerozolimy. Niestety.
Piszę to wszystko nie po to, by kogoś wkurzyć, czy jątrzyć. Piszę to po to, by przedstawić to, czego się dowiedziałem ostatnio, a co było dla mnie nowością po latach katolickiej indoktrynacji religijnej, której zostałem poddany. Świat naukowy wychodzi z religijnych kajdanów i zaczyna uczciwie badać także tę religię, która stanowi podstawę świata Zachodu – przyglądamy się wreszcie temu, co bezkrytycznie uznawaliśmy za prawdę – prawdę tak oczywistą, że nawet nie umieliśmy na nią patrzeć. Ten brak krytycznej uwagi – warto to zrozumieć – wynikał z bezlitosnej przemocy, z jaką chrześcijaństwo zostało narzucone nam wszystkim, i ze zwyczajnego strachu przed tą potężną religią i jej wszechmocnym Kościołem. Tym większy szacunek należy się tym wszystkim niezwykle odważnym ludziom, którzy mieli siłę, by przeciwstawiać się katolickiej indoktrynacji wtedy, gdy jeszcze była bezsprzeczna: w późnym średniowieczu i w czasach oświecenia. Dziś, gdy świat poszedł w kierunku racjonalnego poznania i praw człowieka opartych o doświadczenie całej ludzkości, mamy wreszcie naukowców, którzy pokazują nam czym katolicyzm jest, czym jest religia w ogóle. Dzięki temu możemy dokonywać świadomych wyborów, a nasza religijność może być bardziej ludzka.
Moje słowo na niedzielę.
Wspieraj mnie: https://patronite.pl/betlejewski/description
Marek Łukaszewicz
Prezes Fundacji im. Kazimierza Łyszczyńskiego
+ There are no comments
Add yours