Duchowość

12 sierpnia spędziłem 1,5 godziny w nocy, leżąc na leżaku, z dala od cywilizacji, świateł i dźwięków. Z dala od ludzi, ale blisko Wszechświata. Nade mną miał miejsce kosmiczny spektakl: fragmenty warkocza komety 109P/Swift-Tuttle w kursie kolizyjnym z Ziemią rozświetlały nocne niebo przez wpadające do atmosfery meteoroidy, zostawiając na nocnym niebie ślady w postaci meteorów, tworzonych przez spalające się drobiny z kosmosu.


Pierwsze 10 minut obserwacji to fascynacja rozgwieżdżonym niebem. Za każdym razem, kiedy na nie patrzę, pojawiają się we mnie jednocześnie dwa skrajne uczucia: świadomość jak mały i nieistotny jest nasz świat w perspektywie Wszechświata, ale też zachwyt wynikający z faktu, że nasz świat jest przecież jego częścią.

Meteoroidy jeden po drugim wpadają w ziemską atmosferę, a ja czuję chłód. Chłód próżni skąd do nas one przybywają. Wszechświat nie jest gościnny z naszej perspektywy. W większości to po prostu pusta, zimna przestrzeń. Oazami w tej przestrzeni są gwiazdy i jak zbiorniki wody na pustyni przyciągają do siebie życie. Słońce, które powstało około 4,6 miliarda lat temu, jest naszą Pramatką. Chłód czuję też jednak z innego powodu: jakie znaczenie z punktu widzenia gigantycznego Wszechświata ma moje życie, moje problemy, moje sukcesy? Meteoryty będą rozświetlać ziemskie niebo jeszcze przez następne miliardy lat, kiedy mnie już tutaj dawno nie będzie. Podciągam mocniej koc pod szyję, jakby próbując odpędzić od siebie te chłodne myśli.

Oczy przyzwyczajają się do ciemności i zaczynam widzieć coraz więcej gwiazd. Wszystkie z nich są gwiazdami Drogi Mlecznej, której centrum obserwuję nad głową jako jasny ślad przecinający niebo na pół. Na pewno wokół jakiejś z tych gwiazd krąży planeta, na którą w tej chwili również spadają meteoroidy. Czy ktoś je ogląda tak jak ja teraz? Czy ktoś zachwyca się tym wspaniałym kosmicznym spektaklem? A co jeśli nie? Jeśli tylko na Ziemi rozwinęło się życie na tyle skomplikowane, że zrozumiało swoje istnienie i potrafiło podziwiać otaczający je świat? Jest w nas jakaś potrzeba świadomości, że nie jesteśmy sami. Czy jednak jesteśmy? Przypomina mi się tekst z piosenki Ryśka Rynkowskiego „Kontakt”:

„Mój i jego świat o milion świetlnych lat
A może tuż o krok?
Kosmos dzieli nas czy, cienka ścianka M.-3
I mrok.”


Nie jesteśmy sami, jest nas przecież ponad 8 miliardów. Jednak chcielibyśmy, aby gdzieś tam daleko również ktoś był. Skąd ta potrzeba?

Nad moją głową meteor przecina gwiazdozbiór Kasjopei. Charakterystyczny kształt litery W ułożony z gwiazd na samym środku Drogi Mlecznej. Mój ulubiony gwiazdozbiór. Najbliższa z jego gwiazd: ß Cas, Caph, jest oddalona o 54 lata świetlne od Ziemi. Kiedy na nią spoglądam, widzę światło, które wysłała w moim kierunku 54 lata temu. Co wydarzyło się w jej sąsiedztwie w ciągu tych wszystkich lat? Czy okrąża ją planeta, na której ktoś teraz patrzy w moją stronę i widzi nasze Słońce? Chciałbym mu teraz powiedzieć: tak, jestem tutaj, żyję, czuję i też podziwiam piękno Wszechświata.

Myśl, że wokół tych wszystkich gwiazd może nie być planet, na których ktoś teraz również zachwyca się kosmicznym widowiskiem, wywołuje we mnie smutek. To jakby sztuka teatralna odgrywana bez widowni. Czy brak widowni zaprzecza sensowności spektaklu? Raczej nie, ale jednak odbiorcy dopełniają sensowność przedstawienia. Wszechświat bez świadomości byłby zimnym, lecz wciąż pięknym tworem i tak jak sztuka teatralna, mógłby istnieć bez widowni. Jednak to zachwyt świadomości jest tym, co tworzy Wszechświat kompletnym. Ten zachwyt to również ja na leżaku obserwujący Perseidy. Dlatego po godzinie czuję już tylko jedność ze Wszechświatem. Jestem jego częścią tak jak Słońce, foton, drzewo czy rzeka. A kiedy Perseidy przelatują nad moją głową, wiem, że na Ziemi musiało minąć 4 miliardy lat, abym mógł poczuć to, co właśnie przeżywam. Żaden z moich przodków nie umarł przed osiągnięciem wieku rozrodczego. Przebiegam szybko myślami po ich historii, próbując wyobrazić sobie, co czuli, co myśleli, i czy oglądali Perseidy. W duchu oddaję im hołd.

Ten intymny moment pojednania ze Wszechświatem jest najsilniejszym duchowym przeżyciem, jakie znam i potrafię doświadczyć. Jest chwilą, która rozciąga się w czasie i przestrzeni. Przeżyciem, które definiuje mnie i moją rolę w gigantycznym przedstawieniu ze Wszechświatem jako reżyserem. I kiedy po 1,5 godzinie leżakowania pod nocnym niebem wracam do domu, jestem przepełniony wdzięcznością dla Perseidów. To dzięki nim po raz kolejny doceniłem, jakim jestem szczęściarzem, że mogę to wszystko przeżywać.

Maciej Podgórski

Marek Łukaszewicz

Avatar for Maciej Podgórski

Maciej Podgórski

Udostępnij

Więcej od autora: