(Opinie publikowane w naszym serwisie wyrażają poglądy osób piszących i nie muszą odzwierciedlać stanowiska redakcji)
Nie jest oczywiste, czy zechcesz to przeczytać, bo sprawy wiary religijnej mogą być dla Ciebie wyjątkowo delikatne, ale jeżeli zechcesz, to opiszę Ci dwie główne przyczyny Twojej pobożności. Pierwsza z nich jest najgłębsza, trwała i, powiedzieć można, źródłowa, druga zaś oznacza się fascynującą różnorodnością. Obie łączą się w umyśle człowieka wierzącego. Wiem, że to co tu napiszę, nie jest popularne ani wśród ateistów ani wśród teistów, ale ja tak właśnie myślę i – cytując Lutra – inaczej nie mogę.
Jako człowiek wychowany w religii katolickiej znam Twoją wiarę. Wierzę Ci, kiedy mówisz, że wierzysz. Traktuję to najpoważniej w świecie. Sam jestem ateistą, ale od lekceważenia wiary w Boga jestem jak najdalszy. Wierzą miliony ludzi, ba, miliardy! Nie było epoki, nie ma regionu, gdzie wiara w Boga nie byłaby rozpowszechniona. Może już nie tak silna jak dawniej, ale ciągle żywa i zdolna poruszać serca. Wielu porzuca wiarę, ale wielu odkrywa ją dla siebie. Nawet w dojrzałym wieku, bez przymusu, odchodzi od ateizmu pod wpływem wewnętrznego impulsu. Wiadomo, dziecku wpaja się wiarę, a stary człowiek u kresu życia, kiedy ciało szuka oparcia, a umysł szuka sensu, to chwyta się tego, w co kiedyś wierzył. Ale – pomijając żenujące i nierzadkie przypadki nawróceń dla korzyści finansowych – odnalezienie wiary w Boga przez człowieka dorosłego, w szczególności ateistę, jest bardzo interesujące. Jest faktem, który łamie schemat zwycięstwa rozumu nad bezrefleksyjną wiarą. Skłania do pytania co się stało.
Tak jak pomijam te obrzydliwe przypadki nawróceń kalkulowanych, tak samo wykluczam istnienie jakichś problemów psychicznych u ludzi, którzy nawrócili się jako dorośli. Nie ma najmniejszego powodu podejrzewać niesprawność umysłową u człowieka, który zaczął wierzyć w Boga. Tacy ludzie zdają sobie sprawę, iż zaprzeczają zdrowemu rozsądkowi i wchodzą do takiego nurtu myślenia, który rozsądku nie znosi. Ale wchodzą tam, bo płynie w nim coś, czego nie ma gdzie indziej. Co to jest? Pierwszą odpowiedź daje Ci oczywiście religia, są różne wersje, ale w każdej z nich jest Bóg.
Zacznę od przyczyny wewnętrznej. Ja też uważam, że w religii COŚ jest, coś niezwykłego, czego nie ma w codziennym życiu, ani w pracy, ani w walce, ani w seksie, COŚ co tkwi w nas i czeka na wyjaśnienie. Religie biorę w nawias wszystkie i zauważ, że wielu wierzących też tak robi. Nie akceptują Boga z religii, ani tego ani tamtego, nie przystają do żadnej organizacji, mimo to wierzą, uważają że, ba! – wiedzą, że Bóg jest. A ja wiem, że to ich przekonanie nie wzięło się z powietrza. To nie jest fanaberia ani figle umysłu, jakieś kreacje bytu ex nihilo. Coś jest na rzeczy, COŚ bardzo głęboko.
Trzeba tego poszukać, a szukając czegoś nieznanego, lepiej jest choć trochę wiedzieć, za czym się rozglądać. Czym to będzie, to wkrótce się okaże, ale już wiemy, jakie to ma być. O dziwo takie jak głoszą religie! – jeżeli pominiemy polityczne nawiązania do władców na tym świecie, czyli siłę, wszechmoc, wszechwładzę, karanie, nagradzanie – to wszystko co czyni z Boga tyrana ludzkości. Oraz inne ludzkie cechy, jak umiejętność nadstawiania ucha do Twoich modłów albo to tak reklamowane miłosierdzie. Co pozostaje?
Cóż zatem pozostaje dla tego Bytu? Transcendencja czyli istnienie poza światem. To, że jest nieuchwytny dla ludzkich zmysłów, ale dający pewność swego tajnego istnienia. Nieosiągalność, a także bycie CZYMŚ najbardziej indywidualnym, choć równocześnie absolutnie powszechnym, co mają wszyscy ludzie. Niezwykłe generowanie uczuć. To COŚ jest źródłem pobożności i przekonań tak silnych że trudno znaleźć mocniejsze. Głos ma słabszy niż najlżejszy szept ale bardziej nieustępliwy niż głos rozsądku, z którym tą nieustępliwością wygrywa. A kiedy zdarzy się, że przestroi odbiornik umysłu na swoje fale, wtedy ludzie mówią, że liczy się tylko ON.
Ale gdzie tego szukać? Głosi mądrość ludowa, że Boga ma się w sercu, albo wcale, a w sercu miałby być najgłębiej. A co w nas najgłębsze? – czy w sercu, w psychice, we freudowskiej podświadomości? Nie, to za płytko, to wszystko jest przebadane. Szukać trzeba jeszcze głębiej niż mieszka psychika i sięga pamięć, poza wszelką świadomością, ale jeszcze wewnątrz nas. Czy jest takie miejsce?
Tak, słuchaj uważnie. To jest miejsce w naszym mózgu gdzie zapisały się absolutnie pierwsze w naszym życiu wrażenia. Jeżeli się jeszcze nie domyśliłeś, pobożny człowieku, jest to miejsce zapisu wrażeń odbieranych przez nasze zmysły w ostatnich miesiącach przed urodzeniem. To zapis wrażeń i zdarzeń docierających do mózgu płodu. Nie będę jednak używał określenia ‘pamięć prenatalna’, bo to byłaby nazwa myląca. Pamiętanie jest rekonstrukcją, a to, co się wtedy zapisuje, dokonuje się poza zwykłym procesem pamięciowej rekonstrukcji obrazów i dźwięków, tam pozostają tylko zapisy w formie emocji, prawdopodobnie w starej, gadziej części mózgu. Dlatego jest ta niemożność przywołania do pamięci i zbudowania z niej jakiegokolwiek wyobrażenia, choć jest to wydarzenie z własnej przeszłości, zapis bezobrazowy, wyłącznie wrażeniowo-emocjonalny.
Tam, w mózgu płodu, jest zapis czegoś, co z punktu widzenia naszego umysłu ‘istnieje nigdzie’. Jest, ale nigdzie, nie umiejscowiony w przestrzeni i czasie życia. Jest w miejscu, którego nie rejestruje umysł. Wszystko, na co nasz mózg tworzy reprezentację, jest gdzieś umiejscowione, a TO jest nigdzie, w innym świecie. Jakby w innym wymiarze rzeczywistości. Nie ma ono reprezentacji zdarzeń, nie stworzyło aktualnej mapy przestrzeni, – jest zatem jakby w transcendencji, choć działa w tym świecie. Dlatego w żaden sposób nie można sobie tego przypomnieć.
Jeżeli sprawa zapisów prenatalnych wydaje ci się wątpliwa, bo wiadomo, że mózg płodu nie jest wystarczająco rozwinięty, że nie zakończyły się jeszcze te znane medycynie procesy: dojrzewanie i migracja komórek, mielinizacja, itd., to zwróć uwagę na to, że nasze organy rozwijają się w działaniu. Nie bez przyczyny człowiek w macicy rusza rękami i nogami, a także patrzy i słucha, choć w jego sytuacji nie ma to wielkiego sensu. Takie są wymagania rozwoju. Nie je niczego, ale pracuje jego przewód trawienny, czego jawnie dowodzi czarna smółka. Neuronowe zapisy prenatalne to nie anegdotyczne pomysły nawiedzonych antyaborcjonistów, ale konieczność rozwojowa. Jeżeli działają oczy, uszy i neurony, to bodźce ze zmysłów wędrują wzdłuż neurytów i dochodzą do mózgu, który w wieku 8 – 9 miesięcy jest już nieźle ukształtowany. Tam kończą swoją drogę, w jakiś sposób się zapisując.
Nie ma tam żadnych cudów, żadnego Tao, wibracji ani innych dziwactw. Jest tylko zapis danych, sygnałów ze zmysłów, oraz skojarzony z tymi danymi zapis sygnałów z systemu emocjonalnego. Płód czuje to wszystko, co w jego sytuacji czuć można, zatem dotyk, głód, a także strach i stres. Rozumiesz, że nie trzeba przedstawiać dowodów, że dziecko nie rodzi się jako nieczuły klocek, lecz jako posiadacz aktywnego mózgu i zmysłów. Kiedy już otrząśnie się z szoku porodu, to demonstruje całą gamę umiejętności, i uczuć które rozwinął nie gdzie indziej, ale tam, w kapsule macicy. Uczucia, jak to u dziecka, są bardzo silne. Neurolodzy i psychologowie prowadzą liczne badania, jak się ten pobyt zapamiętuje, ale nie ma badań co konkretnie się zapamiętuje. To można tylko odczuć.
Mówi się, że każdy przychodzi na świat z boską pieczęcią w głowie, z owym ‘signum dei’, pochodzącym z boskiej transcendencji. Trudno temu zaprzeczyć, ale uważam, że ja dobrze to wyjaśniam. Ta ‘pieczęć’ jest tak niezwykle trwała, zapisy emocji bronią się przed reorganizacją mózgu, bo prawdopodobnie są umiejscowione głębiej, poniżej miejsca, gdzie ukształtuje się umysł..
Rudolf Otto, profesor i teolog, którego idee świętości są powszechnie uznawane i szanowane, sformułował kilka cech odczuwania istnienia Boga. Zaczerpnąłem je od niego i przedstawię z własną interpretacją, która będzie – jak się domyślasz – odnosić świętość (książkę R. Otto ‘Świętość’ bardzo Ci polecam) do relacji płód – TO nieznane. Z tej to relacji wywodzą się podstawowe religijne intuicje. Nie wszyscy przeżywają je tak mocno jak mistycy, mistrzowie duchowości, ale sądzę, że jako człowiek wierzący odczuwasz je na swój sposób i zrozumiesz o czym mówię.
Jest to intuicja transcendencji, czyli istnienia rzeczywistego bytu poza dostępnym światem. Intuicja numinosum, przenikającej nadnaturalnej siły, poczucie boskiej wszechmocy i mistycznego poczucia utraty podmiotowości w głębokiej modlitwie. Intuicja genesis, pochodzenia, początku i także reinkarnacji: coś istniało jakby w poprzednim życiu, to możliwe jest następne? Także intuicja boskiego światła i dźwięku, uwrażliwienie na przenikającą, np. kościelną, muzykę.
Wszystko to, w komplecie, odnajdziemy w sytuacji płodowej. Intencja lub wysiłek skierowany w rejony poza moim światem, sygnały stamtąd przychodzące. Oddziaływanie na psychikę – może jest to skutek podlegania wpływom hormonów matki, przedostających się przez łożysko, stresów, zmian jej ciśnienia krwi. Nie wnikniemy w samopoczucie płodu, ale można się spodziewać skoków nastroju od szczęścia do przerażenia. To również można odnieść do tremendum i fascinans Rudolfa Otto, czyli strach i fascynacja przed boskim majestatem.
Teraz można już zrozumieć dlaczego wiara w bóstwo, Boga, czy w ogóle w siły nadprzyrodzone jest tak powszechna i trwała – bo wszyscy ludzie, wszyscy bez wyjątku, przeszli przez swoje prenatalne przedszkole. Dlaczego bogowie są poza naszym światem, ale też są w nas, w sercu, to znaczy w naszym systemie emocjonalnym. A także, na przykład, dlaczego przenikająca muzyka organowa wydobywa ten nastrój transcendencji – bo doświadczaliśmy przenikających nasze ciało głosów z zewnątrz, szumu krwi i łomotu serca matki. Szumy, szmery perystaltyki, łomot to oczywiście nie muzyka, ale przenikanie jest takie samo.
Jeśli przyjrzeć się religiom monoteistycznym od strony psychologicznej, to można stwierdzić, że w żadnej z nich nie ma istotnego wątku, któremu nie można przypisać korzeni w przed-życiu prenatalnym. Wszelka religijność, z tych korzeni wyrasta, z oddziaływania zapisów prenatalnych, nieusuwalnego i nigdy nieznikającego, bo zapisy prenatalne zarówno są niedostępne do nadpisania, jak i nie można ich w żaden sposób odczytać ani usunąć.
Jeżeli zapis prenatalny, z natury neurologiczny, a nie umysłowy, tkwi tak głęboko, to możesz zapytać, co powoduje, że ujawnia się to jako duchowość? Prawdopodobnie odbywa się to tak, że świadomość (jej procesy kontroli wnętrza), badając pracę mózgu, wykrywa COŚ wychodzącego z niedostępnego i nieużywanego przez umysł obszaru. To nie jest reprezentacją ani myślą, lecz zapisem istnienia pozostałym po jakimś procesie, a jego oddziaływanie opiera się na emocjach, nie na faktach i obiektach.
Zdaję sobie sprawę, że nie przedstawiłem Ci ściśle naukowego wywodu, mimo tego uważam, że jest tu sensowne dopasowanie skutku do postulowanej przyczyny. Skłonność do wiary w Boga można bardzo sensownie odnieść do zapisów prenatalnych. Wierzysz w Boga, bo masz w sobie ciągle aktywne pozostałości swojego życia psychicznego w ostatnich miesiącach życia płodowego. Do nich doskonale pasuje to, w co dziś, jako dorosły, wierzysz. Pojęcie Boga jest nadaniem sensu temu zjawisku tkwiącemu w najgłębszej głębi Twojej podświadomości, które funduje Ci nieusuwalny emocjonalny i ontologiczny składnik Twojej psychiki. Doprawdy, masz powody, żeby wierzyć.
Przedstawiłem Ci, pobożny człowieku, mój pogląd na to, dlaczego tak mocna jest Twoja wiara. Wytłumaczenie banalnie proste, ale cóż, simplex sigillum veri, prostota znamieniem prawdy. Jaką nosi nazwę Twój Bóg, to kwestia miejsca urodzenia. Różne powstają religie, bo różne są pomysły na tę ‘siłę najwyższą’, o tym powiem za moment. Spodziewamy się istnienia czegoś, ponieważ działa w nas genetycznie ukształtowana skłonność do tłumaczenia sobie, że ‘coś tam jest w krzakach’. W krajobrazie, gdzie dojrzewaliśmy jako gatunek, znalezienie ukrytej przyczyny jakiegoś wrażenia czy emocji miało wartość przeżycia. ‘Coś jest, bo ja coś czuję’ jest oczywistą i skuteczną strategią.
Tylko nie myśl, że to matka była wtedy bogiem, nie, to nie tak działa. To są tylko ślady po dźwiękach i błyskach, zapisy pobytu w jej ciele. Bóg jako obiekt wiary powstał dużo później, gdy na tym korzeniu fantomowych wrażeń transcendencji pozostałych po świecie, z którego nas wypchnięto, pojęcie Boga wnoszone wraz z religią, połączyło się z tymi zapisami.
Zapisy prenatalne są pierwszą, wewnętrzną, przyczyną religijności, poprzedzającą religię, ponieważ dopomina się wyjaśnienia aktywny zapis, który siedzi w psychice i sygnalizuje swoją obecność. Jest też druga, zewnętrzna przyczyna: wiara i religia dostarczają ci tego, co Twój umysł lubi. Każdego z nas otacza religia, przenika umysł, wchodzi do środka. Uczy, zachęca, często zmusza. Pielęgnuje Twoją wiarę.
Wyobraźmy sobie resztę tej wirtualnej rośliny, której korzeń czerpie energię z podłoża. Są to liście wiary dostarczające składników budowlanych, które rosną w świadomym umyśle wierzącego. Liście tworzy religia, przekonania, poglądy, memy, które mieszkają wśród ludzi, przenoszą się i czepiają się umysłu. To one tworzą wyznawcę konkretnej religii. Skąd się biorą? Najczęściej małe listeczki sadzi się u dziecka, ale niezależnie od tego dostępne są powszechnie, w każdym przypadku człowieka żyjącego w społeczeństwie. Jesteś zanurzony w religii i musisz się jej nauczyć, tak jakbyś się urodził na małej wyspie i musiał nauczyć się pływać. Listki tworzą tak silne zaangażowanie w religię, ponieważ łączą się z korzeniami zapisów prenatalnych.
Dlaczego liście mnożą się tak dobrze, że pokryły całą planetę ludzi? Co je żywi? Otóż nic niezwykłego: zwykłe ludzkie potrzeby, całkowicie zrozumiałe i sensowne. Liście, jak przekonuje historia prób ateizacji społeczeństwa, można niszczyć i ścinać, zasypywać innymi, ateistycznymi, ale tych wygodnych i nie wymagających (nawet nie dopuszczających) myślenia składników religijnych zniszczyć się nie da. Dlaczego nie da? – bo zbyt dobrze pasują do naszej psychiki. Drzewo pobożności rośnie w całej psychice, również w umyśle, który pielęgnuje jego liście i wysyła w świat owoce.
Spójrzmy bliżej na działanie tej drugiej przyczynę. Zadania jakie stoją przed umysłem są różnej trudności: jedne są łatwe, mają charakter bezrefleksyjny, zabawowy albo modlitewny, inne są wymagające, jak np. problemy zawodowe. Praca umysłu w ogóle jest dla człowieka przyjemna, ale im bardziej swobodna i odrealniona tym bardziej miła. Nie jest łatwo rozgryzać trudne problemy albo uczyć się na pamięć. Często trzeba obliczać, utrzymywać dyscyplinę myślenia, używać rozumu precyzyjnie. Niewielu jest ludzi, którzy lubią się tak męczyć. Znacznie przyjemniej jest mówić bez kontroli, im mniej refleksji tym przyjemniej. Przyjemniej jest robić to co łatwe, to co proste i nieskomplikowane, a nie to co trudne. Satysfakcji z wykonania trudnej pracy chętnie pozwalamy poczekać i chętnie darujemy sobie nagrodę za duży wysiłek, jeżeli możemy go uniknąć. Umysł lubi swoją bierność, pasywnie patrzeć, obserwować, naśladować, powtarzać. Woli biernie chcieć, zamiast czynnie zadziałać.
Rodzajem pracy dla umysłu najwygodniejszej jest modlitwa, bo łatwiej jest powtarzać wyuczone słowa niż rozwiązywać równania. Znacznie łatwiej jest zwracać się do Boga o pomoc niż podjąć jakiekolwiek starania. Dobrze, nawet leczniczo działa wzbudzanie w sobie nadziei na bożą pomoc. Przyzwyczajenie sprawia, że nie widzi się nic niestosownego w uznaniu boga za swojego pomocnika i przyjaciela. Wiara w Boga czerpie całą energię z człowieka: jej korzeń z zapisów prenatalnych a liście czerpią energię z naszych słabości i nadziei. Masz więc też umysłowe powody, by wierzyć, bo wiara oferuje Ci pewne korzyści. Większość ludzi tak ma, że lubi mówić. Mówić, śpiewać, powtarzać nie myśląc. Mówić do siebie jest łatwo, zatem miło. To upodobanie zostaje na całe życie, choć jest zwalczane. Tylko powtarzając szum religijnych liści nie należy się nad nimi krytycznie zastanawiać. Mówienie bezkrytyczne, które nawiązuje do tajemniczych korzeni prenatalnych jest szczególnie miłe – to modlitwa. Ludzie lubią się modlić, niektórzy bardzo. Powtarzać słowa, badać słowami to, co dociera z głębokich kręgów psychiki. Modlitwa łączy przyjemność bezrefleksyjnego powtarzania z zaglądaniem do tej najgłębszej sfery psychiki. A także wzbudzanie nadziei na lepsze – opiekę, zaufania, przyszłość.
Zauważ, pobożny człowieku, że o fabułach religijnych nie wspomniałem, o tym tylko, co wspólne. Do niezwykłej powszechności religii przyczynia się – obok wspólnych korzeni – zaspokajanie wspólnych ludzkich potrzeb, z których wspomnę o powszechnie łatwości i przyjemność modlitwy, a także o nadziei i strachu przed całkowitym zniknięciem w nicości.
Wspomniałem na początku o tych, którzy odnajdują na powrót zapomnianą wiarę w Boga, niekiedy porzucając ateizm pod wpływem wewnętrznego impulsu. Nic specjalnego się wtedy nie dzieje. Impulsy te były cały czas, ale na starość lub w wieku dojrzałym, hormonalny szum młodości cichnie, a pytania o sens życia stają się coraz głośniejsze i dochodzą do głosu. Zmienia się wrażliwość, z kochanka czy wojownika (nawet biurowego) stajemy się refleksyjni, bardziej wsłuchujemy się w przyrodę, w siebie i w TO co w nas zawsze było. Zwracamy się do korzeni i liści – słów i nadziei oferowanych przez religię, nawet jeżeli zostały zapomniane, bo każda religia usiłuje nadać śmierci sens.
Można już pojąć stąd ta pandemia religii na całym naszym globie. Nie powodują jej siły nadprzyrodzone lecz dwa czynniki – nieporównywalne w swojej powszechności i głębokości zapisy prenatalne oraz korzyści psychiczne, łatwość i przyjemność podlegania rytuałom religijnym. Jeżeli w dodatku zaczyna się intensywną naukę wiary we wczesnym dzieciństwie, to wiara religijna będzie prawdopodobnie mocna i trwała. A jeżeli przy tym człowiek angażuje się w religię przez całe życie, to można nawet stwierdzić zmiany w mózgu odzwierciedlające ten fakt.
Przedstawiłem ci, pobożny człowieku, obie przyczyny Twojej pobożności, najpierw te najgłębsze, które są w Tobie, potem te dostarczane z zewnątrz. To jednakże nie wszystko, ponieważ Twoja pobożność ma znaczenie dla wielu ludzi. Dlatego trzeba pamiętać, że jest jeszcze jedna, wielka część prawdy o religijności, na którą najwięcej uwagi zwracają ateiści. To mianowicie, że sporo ludzi z różnych organizacji dba o to, żebyś był i pozostał pobożny. Dlaczego, po co i w jaki sposób, to już całkiem inna historia…
Marek Szumilak