Wigilia, anno domini 2024. Jezus, Oriesznik i arafatka

Fot. ANDREAS SOLARO/AFP/East News

Wigilia 2024. Ostatnia „pracowita”. Następna już wolna. Oczywiście ta katolicka. Bo prawosławna już nie. Nikt nie zauważył, że przybyło do nas kilkaset tysięcy matek z dziećmi z prawosławnego świata. Kto by się tam z resztą nimi przejmował.

A to przecież również chrześcijanie. Ostatnio Cyryl, patriarcha „Moskwy i całej Rusi” ogłosił, że naród rosyjski dostał od Boga, tego którego urodziny właśnie obchodzimy, specjalny dar – hipersoniczny pocisk balistyczny „Oriesznik”. I przy okazji odznaczył Putina najwyższym odznaczeniem kościelnym jako „pierwszego prawdziwie prawosławnego prezydenta Rosji”

Chwalmy Pana.

Ekumenicznie, bo choć „mój Jezus jest lepszy niż twój” to jednak obaj to ten sam facet, papa Franciszek nazwał ukraińskich Katolików „prawdziwymi Rosjanami” i zaproponował wywieszenie „białej flagi” by zakończyć wojnę. Taki prezent dla prawdziwie prawosławnego prezydenta.

To już taka papieska tradycja wspierania tyranów wszelkiej maści (oprócz czerwonej, choć i tu są wyjątki). Nawet nasz Janpawełek lubił brylować na salonach takiego Pinocheta, ponoć Augusto skusił go kremówkami. Z tym, że nie na pewno. O twórcy dogmatu o niepokalanym poczęciu (matki boskiej, nie Jezusa) i jego sympatiach dla nazizmu – Piusie XII nie zapominając.

Powróćmy jednak do naszego jubilata. Biedny uchodźca (bogaty będzie dopiero za kilka dni kiedy

królowie dostarczą to całe złoto i mirrę) pewno azylu u nas by nie dostał. Bo uchodźcy z Bliskiego Wschodu roznoszą choroby i robactwo jak twierdzi ta bardziej katolicka część naszego społeczeństwa. Zresztą Żydów też nie lubimy. I słusznie. Jezus jeszcze jako młodzieniaszek, zdemolował świątynię w Jerozolimie, podobno z powodu handlu w „domu Pana” czyli własnym. Strach pomyśleć jak by powywijał u nas, gdzie w kościołach handel kwitnie na okrągło, szczególnie wyrokami boskimi. Dasz na mszę i już wyrok krÓtszy, co tam sprawiedliwość. Kasa misiu, kasa. Na szczęście Go nie wpuszczą, bo i jego uchodźctwo dęte, skoro ucieka przed Herodem, który raczył umrzeć cztery lata przed narodzinami Chrystusa. A może było ich jednak dwóch?

Tymczasem na wystawie w Watykanie przedstawiono szopkę gdzie Dzieciątko Jezus leży na czarno-białej palestyńskiej chuście, tzw. kefiji nazywanej też arafatką. Czyżby Franciszek, który patronuje temu przedsięwzięciu chciał zrobić z Żyda Palestyńczyka? Niewątpliwie byłby bardziej strawny dla prawdziwych chrześcijan kibicującym dzielnie palestyńskim terrorystom nie ukrywającym wcale, że ich celem jest wymordowanie wszystkich członków „narodu wybranego”. A może papieżowi marzy się powtórka z holokaustu? Nie zdziwił bym się.

Z tyłu, u wezgłowia stoją jak dwa kołki (nic dziwnego, Józef był cieślą) „niepokalana” i jej mąż, bo przecież nie ojciec dzieciątka. Chociaż dla niepoznaki mówi się, że po nim Jezus jest z rodu Dawidowego aby się wypełniło proroctwo. Prawdziwego ojca w szopce nie ma, pewno zajęty jest wymyślaniem najbardziej widowiskowego sposobu zamordowania swojego synka w ramach boskiego miłosierdzia.

Bóg jest wielki.

Tymczasem mały (jeszcze) Jezus leży sobie niewinny na tej arafatce, matka się modli (do kogo?), zapewne aby jej nie zmoczył ( Jezusik – arafatki) bo co by to było. A wystarczyło założyć pampersa. Co myśli Józef nie wypada pisać, dzieci czytają.

No i taka to szopka z tym Jezusem. Na niebie pierwsza gwiazdka, broń Boże czerwona, górą śmigają Oreszniki, boskie dary, ukraińskie, palestyńskie i żydowskie dzieci siedzą w schronach, jeśli mogą, inne akurat umierają z głodu, a my siadamy do wieczerzy. Aby pościć.

Zwyczajna wigilia.

P.s.

Nie lękajcie się. Nie mam złudzeń. Nie zaprosiliśmy do stołu ani Żydów, ani Ukraińców, tym bardziej Arabów. Pusty talerzyk dla wędrowca to tylko symbol i kwintesencja naszej hipokryzji. Żeby tylko żaden taki, jeden z drugim, nie pomyślał, że może po prostu tak wejść sobie do chrześcijańskiego domu i zostać nakarmiony.

Nikt tu na niego nie czeka.

Marek Łukaszewicz

Udostępnij

Więcej od autora: