Marek Łukaszewicz
Termin „Święto Zmarłych” na określenie Uroczystości Wszystkich Świętych ma swoje korzenie w czasach PRL-u, kiedy starano się nadać religijnemu świętu charakter świecki. Powstało przy tym spore zamieszanie, bo katolicy wspominają, a przynajmniej powinni, swoich przodków drugiego, a nie pierwszego listopada, w tzw. Dzień Zaduszny czyli dzień modlitw za dusze cierpiące w czyśćcu za ziemskie winy. Natomiast 1-go listopada w Kościele katolickim, a także w wielu Kościołach protestanckich to dzień poświęcony wspominaniu wyłącznie tych, którzy już dostali się do nieba. Tak czy siak, pierwszego czy drugiego, kościelne owieczki wędrują na cmentarze, często nawet nie wiedząc dlaczego, ale inaczej nie wypada. Biorąc to wszystko pod uwagę, ateista, według którego bogowie, święci i dusze to byty urojone, nie ma żadnego powodu żeby akurat w te dni cmentarze odwiedzać. Jest bowiem tyle innych terminów, dużo bardziej pogodnych niż polski listopad, choćby maj, aby móc swoich zmarłych odwiedzić. Bez smrodu parafiny, niepranych palt, odoru wczorajszego alkoholu, tłoku i zgiełku, całego tego tłumu z ustami zapchanymi pańską skórką czy kebabem.
Zmarłych odwiedzić? Jakich zmarłych? Przecież żadnych zmarłych nie ma. Nie istnieją. Człowiek to proces trwający od urodzenia do śmierci i na tym koniec. Nikogo tam pod marmurową lub lastrikową płytą nie ma. Nikt tam na nas nie czeka, komu nasze odwiedziny byłyby do czegokolwiek potrzebne. Smutne, bo pamiętamy naszych bliskich, uśmiech matki, głos ojca, a tutaj nic. Pustka. No właśnie, pamięć. Może to powód do odwiedzin rodzinnego grobowca? Ale pamięć tkwi w głowie, nie w grobie. Nic przecież nie łączy tych których życie już się skończyło z zimną pokrywą grobu, nie tak ich pamiętamy. Czyż nie lepiej jest usiąść na tej samej ławeczce w górach, na której razem byliśmy tak szczęśliwi, obejrzeć film, który oglądaliśmy razem, upiec sztufadę z przepisu którym kiedyś najbliższa nam osoba nas obdarowała?
Cmentarz. Żyjemy w kraju gdzie pochówek na nim jest nakazany prawem, pod groźbą kary. Nie mamy wyboru. Musimy zwłoki pochować, choć wielu z nas wolałoby, by je rozsypać w lesie, górach, na łąkach. A większość cmentarzy jest w rękach kościoła. I o to w tym prawie chodzi. Nie o magię i świętych, pamięć, a o kasę. Gigantyczną kasę dla kościoła. To dlatego ta propaganda, to dlatego te opowieści o biednych duszyczkach w czyśćcu. Pochówek – „co łaska”. Zamów mszę – „co łaska” ale nie mniej niż… , a Bóg zamieni swój sprawiedliwy wyrok na inny. Całkowitego odpustu nie ma, bo biznes przestałby się kręcić.
Dobrze znałem moją mamę, jak zamknę oczy to widzę piękną kobietę, jej duże ciepłe dłonie, uśmiech. Katoliczka która odeszła od kościoła ale do końca swoich dni starała się pomagać biednym, podobnie jak i tata, który pomagał Ośrodkowi dla Niewidomych w podwarszawskich Laskach. Znała moje poglądy. Powiedziała mi kiedyś, że po swej śmierci nie będzie potrzebować kwiatów i gorzkich żalów, ale by chciała, bym „wziął jej krzyż” i w miarę możliwości pomagał potrzebującym. „Jest ich tak wielu wśród żywych, a żadnego wśród zmarłych”.
Dziękuję Ci mamo. Pamiętam.
Nie korzystamy z dotacji i grantów, nie pobieramy wynagrodzenia za pracę w Przeglądzie Ateistycznym. Aby zachować niezależność i móc utrzymać ateistyczny portal na odpowiednim poziomie potrzebujemy Waszego wsparcia . Dlatego jeśli możesz, rozważ wsparcie naszej działalności dowolną kwotą. Kliknij tutaj
Marek Łukaszewicz
Prezes Fundacji im. Kazimierza Łyszczyńskiego