Dlaczego jestem islamofobem?

Hugo Estrella/Foto: Narek Łukaszewicz/

Hugo Estrella

Jest taki wróg wolności w ogóle i wolności słowa w szczególności, który występuje w postępowym przebraniu, ale w rzeczywistości jest to najbardziej represyjny wynalazek naszych współczesnych społeczeństw zwany „polityczną poprawnością”. Nie pozwala on nam powiedzieć, że król jest nagi i powiązać wiary która napędza człowieka, z tym że jest on dyktatorem w domu, czy nawet terrorystą poza nim. Ale jeśli stwierdzimy, że przyczyną takiego zachowania jest religia tej osoby lub grupy ludzi, będziemy w tarapatach. W ciężkich tarapatach. Weszło już do powszechnego użytku, wzmocnionego prawem, unikanie jakichkolwiek odniesień do islamu w związku z przemocą wobec kobiet czy gejów lub w związku z atakami terrorystycznymi. Argument przeciwko zezwoleniu nam na powiedzenie tego, co myślimy, traktuje się jako „oczywisty”: uważa się to za przestępstwo równe negowaniu Holokaustu lub coś jeszcze gorszego. To nowe przestępstwo nazywa się „islamofobia” i ogarnia wszystkie kraje Zachodu.

Są argumenty na rzecz zastanowienia się nad krytyką islamu. I są one rezultatem rasistowskich postaw przeciwko migrantom z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu w USA i Europie. Ale są też błędne przekonania po obu stronach. Migranci są dyskryminowani nie ze względu na ich religię, ale przede wszystkim ze względu na ich pochodzenie etniczne: to anty-arabizm, lub zwykły rasizm. Inny argument jest taki, że gdyby powodem była religia, to wszyscy muzułmanie używaliby przemocy domowej lub byli terrorystami, a tak nie jest. Argument ten jest jednak wadliwy. Ponieważ miesza się pochodzenie etniczne, religię i kulturę. Społeczeństwa muzułmańskie, jak i ich członkowie, nie są takie same i nie we wszystkich przemoc występuje w tym samym stopniu.

Jest jednak tak, że istnieją społeczeństwa oparte na przemocy, w których męska dominacja jest usankcjonowana i pobłogosławiona przez prawo religijne, społeczności, w których nie rozróżnia się prawa religijnego i cywilnego. A słowa Koranu narzucane przez tych, którzy kontrolują te społeczeństwa, służą ustanowieniu sztywnej kontroli nad ludźmi. Mężczyzny nad kobietą, ojca nad dziećmi, rządzących nad rządzonymi. Niewiele jest tu miejsca dla dysydentów, feminizmu czy równości, wprost przeciwnie. Ale znamy dobrze ten rodzaj społeczeństw. Byliśmy tam nie tak dawno temu.

To jest właśnie powód, dla którego jestem też katofobem. I ortodoksofobem. Także hindufobem i buddyzmofobem. Gdziekolwiek znajduje się płaszczyzna wolności, znajdujemy również jej wrogów, zwykle skrywających się wewnątrz świątyni. Sytuujących siebie jako „świętych”, którzy prowadzą obronę przed zepsuciem obyczajów pochodzącym ze zdegenerowanego modernizmu.

W 1864 r. papież Pius IX opublikował listę „współczesnych błędów”, których należy unikać i które mają być zwalczane przez każdego prawdziwego chrześcijanina. Wtedy licznie spadały głowy liberałów i socjalistów, którzy bronili suwerenności państwa wobec religii oraz równości ludzi. Hasła rewolucji francuskiej stały się horrorem dla Kościoła. A potem Garibaldi wkroczył do Rzymu i zakończył, zdawałoby się na zawsze, doczesną, ziemską władzę papieży. Jednak w 1929 r., faszyści wspólnie z królem przywrócili władzę papieża nad Watykanem, a Kościół pobłogosławił faszystowskie reżimy w całej Europie w zamian za narzucenie zasad etyki chrześcijańskiej z bardzo rozbudowaną edukacją religijną i prawną segregacją mniejszości. Podobnie jak w dzisiejszej neokatolickiej Polsce, której rząd kupczy prawami kobiet w zamian za poparcie ciemnej części wyborców, jako Trump Wschodu.

To samo stało się z hinduistyczną grupą Subhas Chandra Bose w Indiach, która utworzyła armię dla poparcia nazistów, wymuszając system kastowy podobnie jak obecny rząd Indii.

I jak buddyści, którzy otwarcie poparli faszystowski reżim w Japonii, a później przez trzydzieści lat angażowali się w masakry przeciwko partyzantce komunistycznej w Sri Lance. I co nadal czynią w ostatnich miesiącach w połączeniu z czystkami etnicznymi i prześladowaniami muzułmańskiej i chrześcijańskiej ludności w Myanmar. Lub ewangelicy w USA, którzy podpalają kliniki aborcyjne i urządzają polowania na lekarzy, którzy tam pracują.

Czy niedawne zabijanie muzułmanów w Republice Środkowoafrykańskiej przez paramilitarne formacje katolickie. Nie mówiąc o Boko Haram w Nigerii, odpowiedzialnej za porwanie dziesiątek dziewcząt zmuszanych później do prostytucji dla żołnierzy, w imię prawa religijnego, i narzucającej siłą islamskie prawo (szariat) na kontrolowanych terytoriach.

Niemniej jednak, jak w Życiu Briana, wszyscy oni mają wspólnego wroga, który jest bardziej znienawidzony niż wyznawcy innych religii. Tych z nas, którzy nie wyznają żadnej religii lub chcą świeckości, aby ustanowić zasady prawa powszechnego pozwalające nam wszystkim żyć razem. Nawet ci, którzy korzystają z wolności od urodzenia, nie są gotowi jej bronić. Jak tylko jakaś wspólnota stawia się ponad obowiązującym prawem, pojawia się fałszywy argument „prawa tradycyjnego” lub „kulturalizmu” traktowany jako ważniejszy niż prawa człowieka. I zgodnie z tym pojęciem, jednostki są zobowiązane do podporządkowania się tej władzy. Co ciekawe, w tej materii obydwa biegumy polityczne się spotykają.

Skrajna lewica uważa, że uciskamy i narzucamy nasze wartości mniejszościom lub nowoprzybyłym, a przymyka oko na sztywny system władzy reprezentowany przez grupy religijne, nie dbając wcale o prawa kobiet, gejów, mężczyzn, dzieci czy apostatów wewnątrz tych grup religijnych.

Dla skrajnej prawicy świeckość i nowoczesność są winne wypierania tradycyjnych wartości naszego społeczeństwa. Dlatego wywołuje ona poczucie zagrożenia i strachu przed inwazją. Tak więc, przedstawiciele prawicy wyznaczają etyczne i religijne granice wewnątrz naszych otwartych społeczeństw. Chcą powrotu do wychowania religijnego, zamkniętych dzielnic, ustanawiania zasad czyniących z krajów niedostępne fortece i zakładają, że każdy migrant jest potencjalnym wrogiem. I zgadzają się tak bardzo, że od lewej do prawej wtrącają do fundamentalistycznych mini państewek powstałych wewnątrz naszych wolnych społeczeństw, właśnie tych ludzi, którzy uciekli z fundamentalistycznych reżimów. Widząc w każdym Arabie czy Afrykańczyku muzułmanina, budują nowe getta, gdzie ludzie odtwarzają zaklęty krąg podporządkowania i dominacji religijnej, od których w większości przypadków ci imigranci uciekają. A co z ONZ, miejscem w którym została uchwalona Powszechna Deklaracja Praw Człowieka? Co tam znajdujemy? Radę Praw Człowieka kontrolowaną przez islamskie reżimy które zachowują się jak Konstantynopol przed upadkiem. Religia może być wymieniana tylko jako cnota. Widok słonia w pokoju jest złowieszczy, ale jedyną przyczyną naruszania praw człowieka jest zachód i liberalizm. To mniejszości są zagrożeniem, a nie grono sułtanów i książąt koronnych przyklejonych do średniowiecza, wykorzystujących i wynaturzających prawo międzynarodowe. Zabijani ateistyczni blogerzy, geje wieszani w obecności tłumów, tysiące kobiet okaleczanych co roku – te okropności nie mają znaczenia.

Może nadszedł czas, by powiedzieć głośno, że chcemy zwycięstwa wolności, równości, braterstwa na całym świecie! Aby przypomnieć lewicy, że Che Guevara nauczył swoje dzieci , by odczuwały jako osobistą napaść wszelkie niesprawiedliwości popełniane przeciwko komukolwiek, gdziekolwiek. I powiedzieć przedstawicielom prawicy, że udało się im żyć w pokoju i chwalić ich Boga, robiąc dobry biznes, dopiero po stuleciach wojen i nacjonalizmów..

Tak, jestem dumny klerykałofobem wobec każdego duchownego, religii lub wyznania, które chce zabrać moją, naszą, wolność wyboru, sprzeciwu.

Nie, nie mam nic osobistego przeciwko ludziom, którzy wierzą. I ich wybory muszą być szanowane tak długo, jak długo są osobiste i mieszczą się w granicach nienarzucania ich innym oraz płacenia za ich wyznanie bez korzystania ze środków publicznych.

Tak, możemy dyskutować czy spierać się o religię i żartować z niej, jak robimy to w przypadku sportu czy polityki. Nie jest to przestępstwo. A jakiekolwiek prawo zakazujące krytyki religii lub „bluźnierstwa” jest naruszeniem praw jednostki i praw człowieka..

Prof. Hugo Estrella Uniwersytet w Pizie, Włochy/Argentyna.

Drodzy czytelnicy. Nie korzystamy z dotacji i grantów, nie pobieramy wynagrodzenia za pracę w Przeglądzie Ateistycznym. Aby zachować niezależność i móc utrzymać ateistyczny portal na odpowiednim poziomie potrzebujemy Waszego wsparcia . Dlatego jeśli możesz, rozważ wsparcie naszej działalności dowolną kwotą. Kliknij tutaj

Rafał Betlejewski

Prezes Fundacji im. Kazimierza Łyszczyńskiego

Udostępnij

Więcej od autora: