Rozmowa Współistotnych

Marek Szumilak

Zostałem nauczony modlitw, jak większość ludzi, w dzieciństwie. Zapamiętałem, jakimi słowami zwracać
się do Boga i w jaki sposób: pokornie, z uwielbieniem, prosząco. Instruowano mnie też, że Bóg słucha
modlitw i spełnia zawarte w nich prośby. Nie zawsze, oczywiście, Bóg to nie automat z lodami za darmo.
Ale – mówiono, trzeba się modlić, spowiadać i być z Bogiem w kontakcie. To ważne. Szczególnie – im
byłem starszy tym częściej to słyszałem – w chwilach próby, w godzinie śmierci lub w razie ciężkiej
choroby. W dzieciństwie czuwał nade mną Anioł Stróż, potem już Opatrzność Boska, ktokolwiek to był,
nie byłoby dobrze tych opiekunów do siebie zrazić.
Ale mijały lata, a ze strony moich opiekunów nic się nie pokazywało. Przypadki zdarzały mi się
szczęśliwe i nieszczęśliwe, najwyraźniej niezależnie od sił najwyższych. Nabierałem coraz silniejszego
przekonania, że nie jest tak, iż modlitwą cokolwiek załatwię u Opatrzności ani że ustrzegę się w ten
sposób od przykrych zdarzeń, czyli „od wszelakich złych przygód”. Całe gromadzące się doświadczenie
życiowe utwierdzało w tym przekonaniu. Tak sobie żyłem na pograniczu niewiary, a problem unde malum
był daleki.
W końcu jednak musiałem o nim pomyśleć. Zmarła moja żona. Najbliższa mi osoba, kochana, mądra i
dobra. Choroba nowotworowa, nieodwracalny błąd w jej procesie życiowym. Tkanki nie odnawiały się
jak należy, procesu nie dało się powstrzymać. Nikt nie był temu winien, ani ona, ani ja, nikt na świecie.
Wyrok od natury. Albo od Boga, jeżeli ktoś wierzy. Oczywiście wiedzieliśmy skąd to zło: niedobry
odcinek DNA. A co ma do tego Bóg? Opatrzność?
Nic. To najlepsze, co mogę o nich powiedzieć. Nic, bo czegoś takiego jak Bóg opiekuńczy nie ma i nigdy
nie było. Gdyby był…
Byłem pewnego lata w Bełżcu. To moje rodzinne strony. Obejrzałem muzeum i rozmawiałem ze
znajomymi w naszej wsi. Do obozu w Bełżcu kierowano Żydów z całej okolicy. Jechali sami, nie
poganiani, całymi rodzinami, ze swoimi walizkami, Żydziętami i staruszkami na furmankach. Wszyscy,
bo tak kazano. Ze wsi, gdzie się urodziłem, poszli na piechotę, bo było dość blisko. Myśleli, że mają
zostać przesiedleni. Na miejscu Żydzi w jedną stronę, Żydówki z dziećmi w drugą. Potem wszyscy
rozebrać się i do łaźni. Obsługa zamykała szczelnie drzwi, gaszono światło i uruchamiano silnik diesla
wymontowany ze zdobycznego ruskiego czołgu. Silnik hałasował, a spaliny były wdmuchiwane do tej
niby łaźni. Żydzi dusili się i umierali w męczarniach.
Krzyki i jęki Żydów pozbawianych w ten sposób życia były na pewno okropne, jakby w kilku minutach
zmieścić całą wolę życia i rozpacz, do której człowiek jest zdolny. Tak samo skoncentrowane były ich
wołania do Boga. Trudno sobie wyobrazić, jak szalenie modliły się matki, kiedy poziom spalin podnosił
się od betonowej podłogi do główek ich dzieci, potem do ich twarzy i ust, a wreszcie do tych szkrabów,
które do końca podnosiły na rękach. Bóg jeden tylko mógłby im pomóc w tej sytuacji. Nie pomógł
nikomu. Żydowski wrzask został zamknięty ścianami i sufitem łaźni (nikt z obsługi nie miał przyjemności
tego słuchać), ale modlitwy przechodziły swobodnie przez betonowy strop, unosiły się hen w
przestworza, aż do tronu Wiekuistego. Tak mnie uczono od dziecka: Bóg zawsze słyszy twoje modlitwy,
nawet słowa wypowiadane w duchu.
Oczywiście słyszeli te modły i krzyki obydwaj, Ojciec i Współistotny siedzący „po prawicy”. Falami
dochodziły do nich, tysiącami naraz, wzywanie pomocy, pełne niewyobrażalnego strachu i bólu. Dzieci
modliły się nieporadnie, starzy z rezygnacją. Nikt nie zgadnie, co sobie myśleli bogowie. Możliwe jednak,
że sytuacja ta wzbudziła ich zainteresowanie. Szczególnie Współistotny, który na Ziemi pozostawił Ducha
Świętego, swego mianowanego przedstawiciela, był doskonale na bieżąco informowany. On też odezwał
się pierwszy:

  • Ojcze, czy widzisz, co się dzieje z tymi ludźmi?
  • Widzę.
  • Modlą się, błagają o pomoc. Czemu im nie pomożesz? Przecież to Twój naród wybrany!
  • Musisz się jeszcze wiele nauczyć, synu. Ludzie zabijali się zawsze, odkąd ich stworzyłem. Wspomnij te
    plemiona, które stanęły na drodze Izraela. Też zostały wymordowane w całości, łącznie z ich zwierzętami.
  • Ale ty zawarłeś z tym narodem przymierze! Oni dotrzymywali warunków umowy, ten szabat, modlitwy,
    wiara w Ciebie… Czy zostawisz ich teraz? Jeżeli im nie pomożesz, odwrócą się od Ciebie.
  • Nie zginą wszyscy, nie martw się, i nie odwrócą się. Ci co przeżyją nadal będą wierzyć we mnie, nie
    zmądrzeją, zapewniam Cię. Spójrz raczej na to, kto im śmierć zadaje. To Twoi wyznawcy. Czy
    powstrzymasz ich, skoro żal Ci ofiar?
  • Nie, nie mogę, bo dałem ludziom wolną wolę. To byłoby wbrew moim planom.
  • Zatem ta łaźnia była także w Twoich planach?
  • Nie planowałem tego w szczegółach, lecz muszę przyznać, że ja też nie powstrzymuję ludzi przed
    zbrodnią.
  • A czy pomagasz ofiarom?
  • Nigdy, choć nie raz tak myślą.
  • Widzisz więc. Nie przejmujmy się takimi zdarzeniami. Wojna, cierpienie i śmierć ludzi nie zagrażają
    naszym interesom.
    I wrócili do swoich zajęć, które ludzie określają jako „żyjesz i królujesz na wieki wieków”.
    Być może, była wtedy z nimi Matka zawsze dziewica i może nawet zabierała głos w sprawie tego
    incydentu w Bełżcu, ale tu mnie już zdolność imaginacji zawodzi. Zostawiam zatem domysłom, co mogła
    powiedzieć i co jej odpowiedziano. Sądząc po losie Żydziątek (te dzieci, które jakimś niezwykłym
    zbiegiem okoliczności nie struły się na śmierć, zapewne dostawały po głowie kolbą, żeby nie mogły
    wygramolić się z dołów, gdzie wrzucano ciała), interwencji ze strony Matki nie było, albo nie odniosła
    skutku. Wszyscy, którzy poszli, zginęli, nawet jeżeli zabłąkał się tam jakiś przechrzta, który poszedł tylko
    odprowadzić rodzinę.
    Gdyby więc ktoś teraz mnie zapytał, czy modlę się, o cokolwiek, czy zwracam się do Boga, czy modliłem
    się o życie żony, albo chociaż o własne zdrowie, idąc pod skalpel kardiochirurga, albo czy pomodlę się
    przed śmiercią, odpowiedziałbym:
  • Nie.

Nie korzystamy z dotacji i grantów, nie pobieramy wynagrodzenia za pracę w Przeglądzie Ateistycznym. Aby zachować niezależność i móc utrzymać ateistyczny portal na odpowiednim poziomie potrzebujemy Waszego wsparcia . Dlatego jeśli możesz, rozważ wsparcie naszej działalności dowolną kwotą. Kliknij tutaj


Rafał Betlejewski

Avatar for Marek Szumilak

Marek Szumilak

Udostępnij

Więcej od autora: