Warszawa, 07-06-2016
Warszawska „Patelnia” (placyk przy stacji metra Centrum) jest ulubionym miejscem spotkań, performansów, ulicznych koncertów, nabożeństw i wystąpień, a także zbiórek pieniędzy czy podpisów pod rozmaitymi projektami i petycjami. Tu krzyżuje się tłum wchodzących i wychodzących z metra z potokami tych, którzy śpieszą z przejścia podziemnego pod skrzyżowaniem Marszałkowskiej z Alejami Jerozolimskimi w kierunku Dworca Centralnego lub w przeciwnym kierunku. Tu padają dzienne rekordy ostatnich zbiórek podpisów pod projektem Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej Ratujmy Kobiety liberalizującym prawo antyaborcyjne w Polsce. Można tu w kilka godzin zebrać ponad tysiąc podpisów.
Inicjatywa spotyka się z dużym zainteresowaniem warszawiaków, a także licznych mieszkańców innych miast, którzy właśnie się w tym miejscu znaleźli. Część z nich już słyszała o tej akcji: można ich poznać po tym, że idą wprost do stolika złożyć podpis. Jedni entuzjastycznie pozdrawiają ekipę zbierających i komentują z zadowoleniem pojawienie się projektu oraz klną na pomysł „z piekła rodem” całkowitego zakazu aborcji. Opowiadają o znanych im tragicznych przypadkach i dziękują wolontariuszom za ich pracę, żeby zapobiec podobnym horrorom. Inni podchodzą bez słowa i składają podpis. Jeszcze inni krążą wokół „potykacza” z plakatem, na którym widnieją podstawowe tezy projektu: prawo do edukacji seksualnej, antykoncepcji, zdrowia kobiety i prawa kobiety do decydowania o sobie. Są tacy, którzy proszą o egzemplarz projektu, żeby się z nim zapoznać przed podpisaniem. Dziś zdarzył się nawet poseł-ginekolog, któremu niczego nie trzeba było tłumaczyć, a który bardzo dobrze rozumie czym grozi projekt ustawy całkowitego zakazu aborcji i jest gotów do walki w Sejmie o zdrowie i życie kobiet…
Ale nie wszyscy sprzyjają tej inicjatywie. Jeszcze niedawno na tej samej Patelni odbywała się zbiórka podpisów pod projektem Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „Stop aborcji” przygotowanym przez ultrakatolicki Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris. Zakłada on bezwzględny zakaz aborcji i karalność kobiety oraz „sprawców”. Jego zwolennicy grzmieli przez megafony o okrucieństwie aborcji i wzywali do powstrzymania strasznego procederu mordowania nienarodzonych. Zbiórka podpisów przebiegała bez zakłóceń, zazwyczaj pod okiem kilku policjantów przyglądających się dyskretnie akcji.
Zwolennicy całkowitego zakazu aborcji na swoich stronach wzywali także to formowania internetowych bojówek: „wstąp do naszych internetowych oddziałów bojowych i walcz w obronie nienarodzonych!”. Niektórzy postanowili stawić się na to wezwanie „w realu”.
Wolontariusze zbierający podpisy pod Obywatelskim Projektem o prawach kobiet i świadomym rodzicielstwie stają się coraz częściej obiektem agresji ze strony obrońców „życia nienarodzonego” za wszelką cenę. Zazwyczaj obrońcy życia (głównie nienarodzonego) posługują się wyzwiskami. Do najczęściej używanych należą: mordercy, komuchy, zboczeńcy, agenci (wywiadów państw bliżej lub dalej położonych). Czasem padają pytania: ile Pani urodziła dzieci? Ile zabiła? Tego rodzaju zakłócenia jednak nie zaprzątają uwagi stróżów prawa, z reguły nieobecnych w tych sytuacjach.
Dziś jednak doszło do agresji fizycznej. Wczesnym popołudniem ekipa wolontariuszy Komitetu „Ratujmy Kobiety” zbierała z dużym sukcesem podpisy. Wśród podpisujących pojawił się mężczyzna, który najpierw zadał kilka pytań w sprawie treści projektu. Po upewnieniu się, że ma do czynienia z projektem, który ma na celu dopuszczenie prawa do aborcji, złapał plik z podpisami i zaczął go drzeć, wyzywając obecnych od morderców, po czym próbował uciec.
Przedstawiciele Fundacji im. Kazimierza Łyszczyńskiego, koordynujący w tym momencie zbiórkę podpisów, dokonali ujęcia obywatelskiego zgodnie z art. 243 KPK:
Art. 243. § 1. Każdy ma prawo ująć osobę na gorącym uczynku przestępstwa lub w pościgu podjętym bezpośrednio po popełnieniu przestępstwa, jeżeli zachodzi obawa ukrycia się tej osoby lub nie można ustalić jej tożsamości.§ 2. Osobę ujętą należy niezwłocznie oddać w ręce Policji.
Na miejsce zdarzenia została natychmiast wezwana policja. Początkowo sprawca próbował przekonać funkcjonariuszy o tym, że to on chroni społeczeństwo przed mordercami. Z ust jednego z funkcjonariuszy usłyszał pouczenie, że w demokratycznym kraju obywatele mają prawo wyrażać swoje poglądy. Po ustaleniu przebiegu zdarzeń policja wystawiła sprawcy mandat w wysokości 300 zł, który został przyjęty.
To dobrze, że akt agresji ze strony fanatyka religijnego nie uszedł mu bezkarnie. Warto jednak przypomnieć, że nie spotkała go wysoka kara za czyn, którego się dopuścił. Nie chodzi tu przecież o zniszczenie mienia znikomej wartości (kilka kartek). Rzecz dotyczy poszanowania jednego z podstawowych praw obywatelskich w demokracji: prawa obywateli do podejmowania obywatelskich inicjatyw ustawodawczych. Projekt o prawach kobiet i świadomym rodzicielstwie Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej Ratujmy Kobiety został zarejestrowany u Marszałka Sejmu RP, a zbiórka podpisów pod tym projektem odbywa się całkowicie legalnie. Należy przypomnieć wszystkim depozytariuszom jedynej prawdy i moralności, że w demokratycznym państwie to prawo obywateli jest chronione. Regulują to przepisy O WYKONYWANIU INICJATYWY USTAWODAWCZEJ PRZEZ OBYWATELI (Dz.U. z 1999 r. Nr 62, poz. 688 zm. Dz.U. z 2014 r. poz. 498 ) Art. 19. Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem przeszkadza w wykonywaniu inicjatywy ustawodawczej przez obywateli albo przez nadużycie stosunku zależności wywiera wpływ na jej wykonywanie – podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Nina Sankari
Artykół archiwalny z 7 czerwca 2016
Marek Łukaszewicz
Polska wolnomyślicielka, działaczka feministyczna, ateistyczna i laicka, tłumaczka, publicystka. Prelegentka na wielu międzynarodowych konferencjach m.in. w Paryżu, Londynie, Rzymie, Kolonii, Oslo, Malmo, Kairze, Bejrucie. Redaktorka naczelna Przeglądu Ateistycznego, Wiceprezeska Fundacji im. Kazimierza Łyszczyńskiego