Anna Z./foto: Marek Łukaszewicz
Materiał archiwalny z drugiego numeru Przeglądu Ateistycznego/redakcja/
Wysoki Sądzie, oświadczam, że nie miałam złych intencji, nie działałam ze złośliwością.
Anna Zawadzka
Byłam głęboko przekonana, że w momencie, w którym miałam zabrać głos już nie trwała czynność religijna. Wyraziłam sprzeciw w tym miejscu, w którym byłam przekonana, że jest już po Liturgii, złożeniu Chrystusa do Tabernakulum. Nadal uważam, że nie zakłóciłam czynności religijnej. Już sama liturgia się skończyła. To był etap, na którym odczytuje się listy i wygłasza ogłoszenia parafialne. To nie są czynności religijne, tylko czynności o wymiarze społecznym oraz techniczno-organizacyjne. Nie przerwałam mszy, przerwał ją kapłan i ją wznowił, bo słychać, że się skończyła.
W moim zachowaniu nie było żadnej złośliwości – działałam nie przeciwko społeczności katolickiej, której jestem członkinią, tylko dla niej, dla tej społeczności. Zostałam ochrzczona i w dalszym ciągu przynależę do Kościoła Katolickiego. Jestem osobą z wewnątrz Kościoła.
Moją intencją była chęć wyrażenia protestu. Nie przyszłam do kościoła z tubą, z innym nagłośnieniem, tylko wykorzystałam gardło, dostosowując warunki głosowe do dużego kościoła do wypowiedzenia tego, o czym myśli wielu z nas, tylko mówią o tym na imprezach, spotkaniach rodzinnych czy towarzyskich, ale nie głośno.
Złośliwi i nieuprzejmi byli ci, którzy mnie szarpali i zakrzykiwali w Kościele oraz ci, którzy mnie śledzili i po tym wydarzeniu ubliżali mi w przestrzeni publicznej, w sposób brutalny i wulgarny.
Gdyby politycy mówili Kościołowi jakie powinien mieć wewnętrzne regulacje, Kościół podniósłby prawdopodobnie larum. I jest to równie dziwne w drugą stronę – gdy Kościół mówi politykom, że prawo (które obowiązuje przecież wszystkich – zarówno katolików, protestantów, żydów, muzułmanów, agnostyków i ateistów) powinno być zgodne z wytycznymi Watykanu.
Tymczasem co tydzień w licznych parafiach kapłani podczas odprawianych mszy, wtrącają polityczne poglądy, potępiają osoby nieheteroseksualne i straszą genderem, jednocześnie zapraszając oficjalnie na msze grupy o jawnie neofaszystowskich poglądach z ich flagami i głośno wyrażają radość z ich obecności i działań. Choć szkodzą Kościołowi, nie stoją na moim miejscu, oskarżeni przed sądem.
Jest wiele spraw o pedofilię, powstała nawet lista pedofilów, ale nie ma na niej reprezentantów Kościoła, chociaż przypadki pedofilii w Kościele są liczne. Pedofile w sutannach są w wielu przypadkach bezkarni. Choć szkodzą Kościołowi, nie stoją na moim miejscu, oskarżeni przed sądem.
Kapłani, którzy zamiast zajmować się krzewieniem wiary i moralnością swoich wyznawców odczytują w kościołach list Konferencji Episkopatu Polski, skierowany do polityków, sugerujący uchwalenie prawa zakazującego aborcji, szkodzą Kościołowi, ale nie stoją na moim miejscu, oskarżeni przed sądem.
Wpływ Kościoła, na politykę, jest dla mnie niepokojący. Z przerażeniem obserwuję rosnące dotacje, będące dotacjami z budżetu Polski na rzecz mającego być niezależnym od państwa, kościoła. Przeraża mnie łaskawość dla posłuszeństwa i milczenia, gdy kapłani jawnie budują nienawiść wobec grup społecznych, choćby kobiet i LGBT+, z którymi się identyfikuję i grożą, że nie będzie ani małżeństw homoseksualnych ani prawa do aborcji.
Mamy możliwość dokonania zmiany w Polsce, dostosowania standardów do europejskich. Moje liczne podróże edukują mnie, bo przyglądam się codzienności ludzi, którzy z jakichś powodów wyprzedzają nasz układ społeczny. Niedawno byłam na Malcie, która jest nie tylko słoneczna, katolicka i bogata w szczęśliwych ludzi, ale m.in. także umożliwia legalne życie ludziom nieheteroseksualnym, prowadzi edukację gender i zakazuje leczenia z homoseksualności. Kościół katolicki na Malcie pozwala też na przyjmowanie Komunii Św. przez rozwodników. Nam też się to może udać: zmiana w Kościele i utrzymanie niezależności związków wyznaniowych od państwa jest możliwa, jeśli zachowamy rozsądek i twardą ręką będziemy pilnować wzajemnej niezależności.
Jako kobieta chciałabym mieć swobodę decydowania, czy moja ciąża zakończy się porodem, czy nie. Jestem w pełni władz umysłowych i mam pełną zdolność do czynności prawnych i nie podoba mi się, że ktoś chce decydować za mnie, również wtedy, gdyby donoszenie ciąży stanowić mogło dla mnie zagrożenie życia. Będę protestować w takich sytuacjach, bo chcę, by każda z kobiet w Polsce miała szansę rozliczyć się tylko z własnym sumieniem i dokonać swobodnego wyboru. Nie żałuję swojego czynu, nie działałam złośliwie, nie zakłócałam czynności religijnej i do zarzutów się nie przyznaję.
Ja się zastraszyć nie dam. Wiele przeszłam i pokonałam liczne trudności w życiu, zatem garstka łysych panów, wędrująca za mną przed rokiem po ulicy czy liczne wulgarne i grożące mi komentarze, ośmieszające mnie memy i wulgarne rozmowy telefoniczne nie wystraszą mnie. Sprawiły tylko, że na 2 dni wyłączyłam telefon. Ale się nie boję. Z podniesioną głową konfrontuję to, co mam do powiedzenia z tym, co mi się zarzuca.
Pamiętam z dzieciństwa obraz Matejki, przedstawiający Rejtana. W miarę mojego rozwoju tkwił w pamięci i w sercu ze świadomością, że choćbym miała być tylko jedyną sprzeciwiającą się, to się sprzeciwię zawsze wtedy, gdy sprawie lub człowiekowi dzieje się krzywda.