Przeniesienie pola walki

Marta Lempart /foto: Marek Łukaszewicz

Ten artykuł z 2019 r. jest jeszcze aktualniejszy po ostatnich wyborach. Marta Lempart z OSK nie tylko przeorała świadomość Polek, ale potrafiła je zmobilizować do działania – nie tylko w wielkich miastach, również w tych małych i całkiem niewielkich miejscowościach. To dzięki nim (dzięki głosom kobiet) PIS został odsunięty od władzy. Demokracja zaciągnęła dług u kobiet, kwintet tenorów powinien o tym pamiętać! (Redakcja)

Polska będzie normalnym krajem nie wtedy, kiedy władzę straci PiS, tylko kiedy straci ją Kościół.

————————————————————-

Przypominam sobie od czasu do czasu naszą wewnątrz strajkową dyskusję ze stycznia 2017, jak nazwać dotyczący Kościoła obszar postulatów Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Długo krążyłyśmy wokół „świeckości”, aż odezwał się zdecydowany, gniewny głos z dużo mniejszej niż Warszawa miejscowości: państwo bez zabobonów! Wiele z nas obruszyło się wtedy – to nie jest merytoryczne określenie, można je uznać za nacechowane agresją itd. Odpowiedź była taka: „Kościół tak bardzo wchodzi na nasz prywatny teren, tak bardzo nas atakuje, tak bardzo nas krzywdzi, że mamy prawo mówić o sprawach z nim związanych tak, jak czujemy. Tak, jak nam się podoba. To nie my zaczęłyśmy.”

Echa tego myślenia, tej reakcji obronnej, tej obrony koniecznej, adekwatnej do zagrożenia, miałyśmy i przy akcji #SłowoNaNiedzielę #WieszakDlaBiskupa, 18/03/2018, po tym jak Episkopat zażądał od większości parlamentarnej natychmiastowego uchwalenia zakazu aborcji, a PiS-owski marszałek Sejmu już następnego dnia posłusznie wprowadził projekt zakazu pod obrady odpowiedniej komisji. Bez tego myślenia w kategoriach walki obronnej, w Czarny Piątek, 23/03/2018, w marszu gniewu przeciw (zatrzymanemu już na rozkaz Kościoła) procedowaniu antykobiecych przepisów, znacząca część transparentów nie dotyczyłaby właśnie tej ingerencji duchowieństwa w proces ustawodawczy lub wprost – w życie i zdrowie kobiet. Nie byłoby kolejnych marszy i pikiet pod kuriami, a przynajmniej nie w miastach innych niż Warszawa, nie byłoby wieszaków na ogrodzeniach kościelnych posiadłości, a w akcji #BabyShoesRemember nie wzięłoby udziału ponad 50 polskich miast.

Wszystkie te, coraz bardziej intensywne i odważne protesty przeciwko szkodliwym działaniom Kościoła mają więc dwa wspólne mianowniki. Pierwszym jest symboliczne wejście na jego terytorium -przeniesienie pola walki z nieokreślonej przestrzeni sporu, na próg tego, kto ten „spór” wszczyna. Można by oczywiście dywagować bez końca (i bez sensu) na temat tego, jakie działania są na tymże terenie dopuszczalne – bo one zawsze będą takie, jakie za konieczne i jednocześnie wystarczające uznają te i ci, którzy tę walkę będą toczyć. Drugim jest właśnie aspekt obronny toczonej walki. Kryterium obrony koniecznej, rozumianej jako działanie przeciwko zamachowi już nie na podstawowe, ale jednak abstrakcyjne prawa człowieka, w tym prawa kobiet, tylko na osobisty dobrostan. Zapowiedzi, żądania i oświadczenia Episkopatu w sprawie przemocy domowej czy praw reprodukcyjnych oraz faktyczne działania przedstawicieli Kościoła przeciwko kobietom traktowane są śmiertelnie poważnie, jako zmierzanie przez Kościół do konkretnych, indywidualnych zdarzeń dotyczących poszczególnych osób – niosących konkretny wymiar przemocy (wszelkiego rodzaju), cierpienia i śmierci w imię religii, wspartej państwowym przymusem. Jako działania celowe, agresję ukierunkowaną bardzo konkretnie i osobiście.

Czy grozi nam eskalacja? Znów, pytanie nie do nas. Czy Kościół katolicki będzie eskalował swoje żądania, ponawiał i rozszerzał swoje ataki na nasz dobrostan, uzna, że wciąż za mało zagraża elementarnemu poczuciu osobistego bezpieczeństwa kobiet? Czy będzie nadal pogardzał, obrażał, nienawidził, starał się uczynić nasze życie piekłem na ziemi? W kontekście istniejącego sojuszu tronu i ołtarza jest to bardzo prawdopodobne, lecz jednocześnie obarczone ryzykiem wynikającym z zachodzącej w ciągu ostatnich lat masowej zmiany percepcji – zidentyfikowania Kościoła, wreszcie i bez ogródek, jako przeciwnika. Który jest do pokonania i przed którego atakami można i trzeba się bronić, w sposób przez siebie wybrany i na terenie, który się, będąc zaatakowanym, w imię skuteczności wybierze.

Co grozi Kościołowi? Że przegra tę walkę. Tak, właśnie tę walkę obronną. Że zostanie pokonany na własnym terenie przez ludzi, którzy bronią wyłącznie swojego życia, zdrowia i poczucia elementarnego bezpieczeństwa. Tak przegrał, przegrywa lub przegra walkę w kolejnych krajach – za każdym razem występując z pozycji nienasyconego agresora – w Hiszpanii, Irlandii, Argentynie i innych krajach Ameryki Łacińskiej. Trudno się jednak dziwić takiemu zachowaniu i myśleniu – hegemon umocowany w strukturach państwowych, w tych właśnie przegrywanych przez siebie krajach stracił całkowicie umiejętność przekonywania kogokolwiek do swoich prawd mogąc stosować znacznie łatwiejszą przemoc instytucjonalną i przymus państwowy. Potwierdzają to badania w kwestii legalizacji aborcji w Polsce – za każdym razem, gdy Kościół wytacza działa przeciwko kobietom, poparcie dla legalizacji aborcji w Polsce rośnie – właśnie z tego powodu. Każdorazowe uciekanie się hegemona do prób wpisania prawd swojej religii w system przymusu państwowego jest bowiem (i powinno być) traktowane jako porażka – przyznanie się że samoistna zdolność aparatu kościelnego do przekonania własnych „wiernych” by stosowali jego zasady jest żadna lub bliska zeru. Tym łatwiej bronić się przed przeciwnikiem, który przyznaje, że bez legislacyjnych luf zastraszonych przez siebie polityków, bez usłużnych prokuratorów i nadgorliwych policjantów jest całkowicie bezradny. Dostrzeżenie tego – słabości samego Kościoła jako przeciwnika – jest bardzo ważnym elementem walki obronnej toczonej na jego, do tej pory „nietykalnym” terenie.

Skoro walka obronna, to czy jej celem nie powinno być utrzymanie status quo? Nie, jeśli owym status quo jest stan przemocy, nadużyć, instytucjonalnie dekretowanego cierpienia, nieszczęść i śmierci. To nie jest status quo, tylko wojna.

Dlatego nie żartuję, kiedy mówię, że Polska będzie normalnym krajem nie wtedy, kiedy władzę straci PiS, tylko kiedy straci ją Kościół.

Marta Lempart – Polska feministka, współzałożycielka i liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Organizatorka Wielotysięcznych demonstracji, w tym Czarnego Poniedziałku we Wrocławiu i Czarnego Piątku w Warszawie.

Artykuł archiwalny z czwartego numeru PRZEGLĄDU ATEISTYCZNEGO

Nie korzystamy z dotacji i grantów, nie pobieramy wynagrodzenia za pracę w Przeglądzie Ateistycznym. Aby zachować niezależność i móc utrzymać ateistyczny portal na odpowiednim poziomie potrzebujemy Waszego wsparcia . Dlatego jeśli możesz, rozważ wsparcie naszej działalności dowolną kwotą. Kliknij tutaj

Rafał Betlejewski

Udostępnij

Więcej od autora: