Marcin Walter
Zdumiewający paradoks – ojcem francuskiego oświeceniowego ateizmu był ksiądz rzymskokatolicki.
Czytając natchnione teksty (Tora, Nowy Testament czy Koran) umysł ludzki stoi przed jedną z dwóch moż-liwości: albo bezkrytycznie im zaufać wypierając rozum do nieświadomości, albo – po dłuższym krytycznym zastanowieniu – je odrzucić. To drugie stano-wisko przyjął Albert Einstein, który w liście z 1954 r. napisał: „Słowo „Bóg” jest dla mnie niczym więcej niż wyrazem i wytworem ludzkiej słabości, a Biblia zbiorem dostojnych, ale jednak prymitywnych legend, ponadto dość dziecinnych”. Stanisław Lem zaś stwierdził:
Obu tym wybitnym umysłom znana była nauka o ewolucji, zasady fizyki newtonowskiej i fizyki kwantów – jednak nie potrzebowali oni się odwoływać do fizycznych bądź metafizycznych argumentów, aby raz na zawsze zakwestionować sens religijnego stosunku do czającej rzeczywistości. Tym bardziej należy docenić przenikliwość umysłu osób z przełomu XVII i XVIII wieku, które doszły do podobnych konkluzji nie korzystając z wiedzy, którą przyniósł postęp nauk w latach późniejszych.
Ateistą jestem z powodów moralnych. Uważam, że twórcę rozpoznajemy poprzez jego dzieło. W moim odczuciu świat jest skonstruowany tak fatalnie, że wolę wierzyć, iż nikt go nie stworzył!
TAJNY TESTAMENT PROBOSZCZA
We Francji burza wybuchła, kiedy okazało się, że nikomu nieznany, dobrotliwy ksiądz Jan Meslier (1664-1729) sumiennie sprawujący przez całe życie obowiązki proboszcza Etrépigny na francuskiej prowincji, zdeponował za życia (do otwarcia po jego śmierci) trzy-tomowe dzieło, które poraziło współczesne mu umysły jasnością argumentacji na rzecz ateizmu. Krytyki wszelkiej religijnej wiary dokonał jedynie na pod-stawie analizy Biblii, tekstów klasyków czy obserwacji katolickiej hierarchii. Zachwyceni byli tzw. Encyklopedyści, a szczególnie Wolter i baron Holbach, którzy sami sporządzili (w dwóch różnych wersjach) streszczenia podstawowych tez tego 3-tomowego materiału.
„Ktokolwiek zechce poradzić się zdrowego rozsądku w sprawie wierzeń religijnych i zbadaniu tej sprawy poświęci tyle uwagi, ile poświęca się zazwyczaj rzeczom uważanym za ciekawe, spostrzeże łatwo, że wierzenia te nie mają żadnej trwałej pod-stawy, że każda religia jest budowlą zawieszoną w powietrzu, że teologia jest jedynie usystematyzowaną nie-znajomością przyczyn naturalnych, długim pasmem urojeń i sprzeczności, że rozmaitym ludom wszystkich krajów daje jedynie nieprawdopodobne opowieści, których bohater odznacza się właściwościami niemożliwymi do pogodzenia.”
W Polsce oba te streszczenia prze-tłumaczono i wydano w 1955 r. (Jan Meslier: Testament. Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa – Biblioteka Klasyków Filozofii). Jest to prawdziwy rarytas, mimo, że – jak to ówczesny pol-ski klimat wymagał – opatrzono go dodatkowymi materiałami poświęconymi walce klas. Wielka szkoda, że PWN nie planuje jego wznowienia.
Późniejsi krytycy zarzucali Wolterowi, że sporządzając streszczenie z lekka zabarwił je swoim deizmem, dlatego być może – doczekamy się kiedyś uwspółcześnionego przekładu całego oryginału, którego francuska edycja z 1864 r. jest dostępna w Google books.
„A żeby odkryć prawdziwe zasady moralności, ludzie nie potrzebują ani teologii, ani objawień, ani bogów, potrzebują jedynie zdrowego rozsądku. Niech wnikną w samych siebie, niech zastanowią się nad własną naturą, niech zbadają swoje najistotniejsze sprawy, niech rozważą cel społeczeństwa i każdego z jego członków, a pojmą z łatwością, że cnota jest korzyścią a występek krzywdą dla istot ich rodzaju.”
Dzieło to powstało ok. 1711 r. , kiedy żywa była jeszcze pamięć okrutnego stracenia w Polsce za ateizm Kazimierza Łyszczyńskiego, co miało miejsce w 1689 r. Ksiądz Meslier nie miał zatem żadnych szans ujść żywcem, gdyby jego przemyślenia przedostały się do opinii publicznej przed jego śmiercią. A są to refleksje, niekiedy przepełnione ironią, dotyczące nie tylko spraw tak oczywistych jak cuda („opowiadają, że św. An-toni Padewski był nad morzem i nęcił ryby, aby im głosić kazanie, a te przypłynęły doń tłumnie, wysadziły główki nad wodę i słuchały go uważnie”; „Chrystus narodził się z dziewicy, a poganie jesz-cze przed chrześcijanami twierdzili, że Romulusa i Remusa urodziła dziewica imieniem Ilia, Sylwia lub Rea Sylwia, Minerwa zaś wyszła z mózgu Jowisza”). Równie bezlitośnie rozprawia się za-równo ze Starym Testamentem, komentując m. in. boskie zapewnienie o Ziemi Obiecanej („cóż wspólnego z boskością mają prostackie sny i błahe przywidzenia? Niechby ktoś dzisiaj opowiadał podobne banialuki! Wyobraźmy sobie, że np. Niemcy przybyli do nas, do Francji i twierdzili, że ukazał im się Bóg i rzekł, aby wzięli wszystkie prowincje od Renu aż po ocean, a on zawrze z nimi wie-czyste przymierze, pomnoży ich rasę a potomstwo ich uczyni tak licznym jak gwiazdy na niebie. Kto by się nie śmiał z podobnych bredni i nie patrzył na tych cudzoziemców jak na wariatów?”) jak i z Nowym Testamentem („najdrobniejsze ziarno wiary starczy, by przenieść góry z miejsca na miejsce. Jeśli taka obietnica jest prawdziwa, to nie byłoby rzeczy niemożliwej dla chrześcijan. A tymczasem dzieje się przeciwnie”).
BIBLIA – DZIEŁO NIEPOWAŻNE
Zdziwienie jego (w tym wypadku ironiczne) przypomina zdziwienie Al-berta Schweitzera, który już od najmłodszych lat dociekał, dlaczego rodzina Jezusa była biedna, skoro otrzymała złoto (oprócz mirry i kadzidła). Oraz Marcina Lutra, który się zastanawiał, dlaczego Bóg nakazał odcinać napletek, skoro mógł stworzyć człowieka bez tego – zdaniem Boga – zbędnego fałdu skóry. Luter jednak (jako nieodrodny syn późnego Średniowiecza, inaczej niż Meslier w zaraniu Oświecenia) przyjął, że by pogodzić Biblię z rozumem, trzeba rozum traktować jak ladacznicę i nie dać mu się uwieść tam, gdzie wchodzi on w konflikt z Biblią. Meslierowski Testament roi się od wykazywania sprzeczności w tekście samej Biblii, choć XX -wieczni historycy literatury biblijnej wykazali ich znacznie więcej.
Kpi też z samych biblijnych opowieści: „Chciałbym wiedzieć, jakiego przyjęcia doznałby dziś taki [prorok] Ezechiel [Ez, rozdział 3 i 4], który twierdził, że Bóg rozkazał mu, by spożył na śniadanie funt pergaminu, dał się związać jak szaleniec, leżał trzysta dziewięćdziesiąt dni na prawym boku, a czterdzieści na lewym, i polecił mu ponadto jeść gówno na chlebie, a potem w drodze łaski zgodził się na łaj-no wołu. Ciekaw jestem, jak takiego dziwaka przyjęliby nawet najgłupsi spośród naszych prowincjuszów”.
Jak zdołano przekonać istoty rozumne, że rzecz całkowicie niepojęta jest dla nich rzeczą najbardziej zasadniczą? Osiągnięto to jedynie napełniając je przerażeniem. W strachu bowiem człowiek przestaje rozumować. Zalecono więc ludziom przede wszystkim, aby nie ufali rozumowi. Wtedy zaś, gdy mózg jest zamroczony, wierzy się we wszystko i nie sprawdza niczego.
Niemniej najbardziej poruszające są zarzuty moralne Jakie Meslier stawia samemu Bogu. Zastanawia się on „dlaczego Bóg szczególną łaską chciał powstrzymać pogańskiego króla Gerary przed popełnieniem drobnego grzeszku z cudzoziemską kobietą, a nie chciał powstrzymać Adama i Ewy, by nie popadli w grzech nieposłuszeństwa, choć grzech ten miał nieuchronnie zgubić cały rodzaj ludzki”. Nie do wiary! – wykrzykuje. O, gdybyż ksiądz Meslier doczekał Darwina! Skoro bowiem na ewolucyjnej drodze od ryb do ludzi nie było stworzonego z gliny Adama i Ewy, to nie było też grzechu pierworodnego. Skoro więc nie ma grzechu pierworodnego, to ludzkie cierpienie, a co więcej, śmierć męczeńska Chrystusa traci wszelki sens. Wiedza ta, która ucieszyłaby Mesliera, wpędziłaby w ciężką depresję Jana Kalwina, który w swym traktacie o nauce („instytucjach”) religii wszelkie ludzkie nieszczęścia tłumaczył grzechem „pierwszych rodziców”, co w prostej linii zawiodło go do wprowadzenia w Genewie „tyranii cnoty”.
BÓG JAK OKRUTNY SUŁTAN
Kończąc cytaty z Testamentu Mesliera przytoczę uderzającą swoją celnością przypowieść o sułtanie: „Jakąż niebezpieczną i okrutną rolę każe Bóg grać śmiertelnym powołując ich do życia! [wyobraźmy sobie, że] w jednym kraju panuje kapryśny i bezwzględny sułtan, który upodobał sobie spędza-nie czasu przy stole, na którym stoi kubek i leżą trzy kości do gry. Na jednym końcu stołu piętrzą się sterty zło-ta. Przemawia on: Niewolnicy, pragnę waszego dobra!
„Religia przechodzi z ojców na dzieci, tak jak przechodzą rodzinne dobra wraz z wszystkimi ciężarami. Niewielu ludzi na świecie miałoby Boga, gdyby się nie postarano o to, by im go dać. Każdy otrzymuje od swoich rodziców i nauczycieli Boga, którego oni także otrzymali kiedyś od swoich rodziców i nauczycieli.”
Widzicie te skarby? Od was tylko zależy ich posiadanie, starajcie się je wygrać.
Bierzcie po kolei kubek i kości. Ten zgarnie złoto, komu uda się wyrzucić trzy szóstki. Ale uprzedzam, że ten, komu się to nie uda zostanie wtrącony do ciemnicy, gdzie będą go smażyć na wolnym ogniu. Na takie słowa wszyscy są przerażeni. Jak to – woła wówczas sułtan – nikt się nie zgłasza do gry!? Moja chwała domaga się, by grano!
Tak chcę! Musicie słuchać mnie bez szemrania! Śmiertelni! Tym sułtanem jest wasz Bóg, jego bogactwo to nie-bo, ciemnica to piekło, w wy rzucacie kości”. Oczywiście, należy uzupełnić, że Meslier zaprzecza istnieniu wolnej woli. Pisze: „To nie kochanek daje swojej ukochanej rysy twarzy, które go zachwycają. Nie jest więc panem kochania. Człowiek opiera się swoim pragnieniom wówczas, gdy bodźce, które go odpychają są silniejsze od tych, które go przyciągają. Lecz wtedy opór jest uwarunkowany koniecznością. Człowiek, w którym lęk przed utratą honoru jest większy niż miłość pieniędzy, oprze się z konieczności pragnieniu zagarnięcia cudzego dobra”.
Dzieło Mesliera trudno przecenić. Miało ono wielki wpływ na francuski ruch oświeceniowy i stanowiło inspirację dla wielu klasycznych dzieł. Ma ono znaczenie również dla współczesnych. Dlatego, szczególnie dzisiaj, kiedy „białe rękawiczki Tuska” z poezji Rymkiewicza powoli wypierają z kanonu lektur szkolnych wolterowskiego „Kandyda” warto przypomnieć tę postać. Czytajmy Mesliera, nazywajmy jego imieniem ulice, skwery a przede wszystkim szkoły.
Wszak w Urzędzie wystarczy po-dać, że chodzi tutaj o księdza…
Wszystkie cytaty za: Jean Meslier: Testament. PWN 1955, Biblioteka Klasyków Filozofii. Przełożył Zbigniew Bieńkowski. Skrótów dokonał autor.
„.Jest rzeczą oczywistą, że ślepa wiara we wszystko, co się ukrywa pod pojęciem autorytetu Boga, jest początkiem błędów i kłamstw. Dowodzi tego chociażby fakt, że w dziedzinie religii nie ma oszusta, który by się nie zasłaniał imieniem i autorytetem Boga i nie twierdził, iż jest właśnie natchnionym wysłannikiem boskim.„
Artykuł archiwalny z pierwszego numeru PRZEGLĄDU ATEISTYCZNEGO