Ślepa plamka

/Ilustracja: Stefan Lochner – Sąd ostateczny/

Bartosz BOLECHÓW

Na weekend refleksja na temat tego, jak nasze światopoglądy tworzą swoiste „ślepe plamki” – iedostrzegalne dla szczerych wyznawców obszary moralnej lub intelektualnej nieciągłości, w wyniku czego nie dostrzegamy ich niedoskonałości, by nie powiedzieć katastrofalnych braków.

Kilka dni temu słuchałem świątecznego wydania pewnego popularnego podcastu o sprawach międzynarodowych. Z okazji świąt gościem był duchowny katolicki, który opowiadał o sytuacji w Ukrainie. W pewnym momencie rozmowa przybrała następujący obrót:

Duchowny:

„Rosjanie patrzą na Ukraińców jak na zbuntowane dziecko, któremu się w głowie przewróciło, i które trzeba przywrócić do rzeczywistości, bo przecież ty jesteś naszym dzieckiem, ty jesteś nasz i nigdzie sobie nie pójdziesz, bo tego nigdzie w ogóle nie ma. To przypomina taką koszmarną, wielką matkę, która trzyma w objęciach to krzyczące, wyrywające się dziecko i nie zauważa, że to dziecko ma czterdzieści lat na przykład i postanowiło pójść swoją drogą, a ona go nie puści, bo ty jesteś mój. (…)

Redaktor:

„Mówi ojciec o tak zwanej rosyjskiej duszy, podejściu, które polega na tym, że ja ci oddam ostatnią koszulę, odejmę sobie samemu od ust, ale jeśli tej koszuli i kromki chleba ode mnie nie weźmiesz, to ci po prostu utnę głowę siekierą”.

Duchowny:

„To jest więcej: ja ci to oddam pod warunkiem, że ty będziesz mój”.

Redaktor:

„No tak: a jak nie będziesz mój to cię po prostu zmiażdżę, to cię zniszczę”.

Duchowny:

„Tak, oczywiście. I tutaj nagle się wyłącza to matczyne porównanie. Tak samo oni się w XIX wieku dziwili co ci Polacy wyprawiają: przecież mają dobrego cara, mają tam swoje królestwo jakieś, to czego im jeszcze brakuje, dlaczego oni gryzą tę dobrą rękę, która tak się nimi opiekuje i taka jest dla nich dobra. I oni zupełnie nie rozumieją, że jest coś takiego jak suwerenność”.

Niezamierzona ironia tego fragmentu wydaje mi się uderzająca. Czy bowiem cały ten wywód nie ma zastosowania wobec naczelnego bohatera katolickiego, czy szerzej, chrześcijańskiego imaginarium? Czyż bohater ten nie stosuje identycznej logiki i niepokojąco podobnych metod? Czy nie oferuje swym ukochanym dzieciom najdroższego daru (okupionego krwawą ofiarą z człowieka), grożąc jednocześnie tym, którzy zdecydują się go odrzucić, „zmiażdżeniem i zniszczeniem”? Jakiś czas temu pisałem o artykule polskiego teologa katolickiego, uzasadniającego w taki właśnie sposób (odrzucenie najcenniejszego daru konstytuuje najdotkliwszą obrazę najwspanialszej z istot, co z kolei domaga się najwyższego z możliwych wymiaru kary) istnienie piekła. Czy cała ta monstrualna konstrukcja etyczna oraz sytuacja ontologiczna, w której wedle chrześcijan znajdujemy się wszyscy nie z własnego przecież wyboru, nie jest właśnie sytuacją, w której koszmarny, zaborczy, apodyktyczny ojciec trzyma przy piersi swe wyrywające się i krzyczące potomstwo, nie zważając na owego potomstwa autonomię? „Oddam ci to wszystko, pod warunkiem, że będziesz mój, a w przeciwnym wypadku cię zniszczę” – czy nie tak wygląda owa oferta, swoista propozycja nie do odrzucenia? Składana – w związku z brakiem widocznej obecności ofertodawcy – przez reprezentującą go instytucję oraz jej indywidualnych przedstawicieli?

Oczywiście dopisuje się do tego rozmaite górnolotne i wzniosłe uzasadnienia oraz usprawiedliwienia, lecz przecież tak samo czynią inni koszmarni ojcowie i koszmarne matki. Nie bez przyczyny przecież Rosjanie, uzasadniając swoje roszczenia, sięgają dziś także po argumenty natury teologicznej, używając dobrze znanego również hierarchom katolickim argumentu o bezbożnym i moralnie zdegenerowanym Zachodzie, konstruowanym jako szatańska antyteza podmiotu uduchowionego, wyposażonego przez Stwórcę w monopol na prawdę oraz azymut na zbawienie.

Ot, ślepa plamka. To w jej wyniku, wskazując na źdźbło w cudzym oku, często nie dostrzegamy belki we własnym narządzie wzroku. Niewykluczone jednak, że przed przystąpieniem do rzucania kamieniem warto upewnić się o własnej (indywidualnej i instytucjonalnej) bezgrzeszności.

Marek Łukaszewicz

Avatar for Bartosz Bolechów

Bartosz Bolechów

Udostępnij

Więcej od autora: