ZDUMIENIE
Zdumienie bombardowaniem miast europejskich, rabunkami sklepów i mieszkań przez żołdactwo otrzymujące rozkazy „samowystarczalności” na podbijanych terytoriach, torturowaniem i mordowaniem cywilów, gwałceniem kobiet, przypomina mi szok, jakiego „cywilizowana Europa” zaznała po boomie kulturowym, ekonomicznym (globalizacyjnym) i technologicznym między 1871 a 1914 rokiem. Koszmarne przebudzenie ze snu la belle époque o rzekomo nieodwracalnym cywilizacyjnym postępie gatunku ludzkiego i „przestarzałości” wojen nastąpiło wśród błot Sommy i drutów kolczastych Verdun. „Cywilizowani Europejczycy” mieli wówczas to samo poczucie surrealizmu i dysonansu. Był przecież wiek XX, wiek światła elektrycznego, rozumu i postępu. Tymczasem mrok nigdzie nie odszedł, skłonność do mordowania się w imię plemiennych atawizmów przeczekała nasze iluzje, by odezwać się ze zwielokrotnioną potencjałem przemysłowym siłą. Starą małpę wyposażono jedynie w karabin maszynowy, by mogła skuteczniej fikać swoje mordercze koziołki. I dzisiaj także widać owo zdumienie. Jak to, w epoce Internetu, Netfliksa, kin wielosalowych i galerii handlowych ktoś po prostu rozjeżdża nas czołgami, zabija ostrzałem artyleryjskim w naszych salonach i rozstrzeliwuje na naszych chodnikach? Przecież tego miało już nie być. Trupy na ulicach i miasta zrujnowane jak w 1945 roku? Takie rzeczy to dzikie peryferia świata: Bliski Wschód, Afryka, Azja, ale nie u nas.
I oto słyszymy, jak Patriarcha moskiewski Cyryl błogosławi wojnę, opowiadając, że
Bóg stoi ze Świętą Rosją przeciwko zgniłemu Zachodowi
, jakbyśmy żyli w czasach Iwana Groźnego, a nie w świecie międzynarodowych stacji kosmicznych, sztucznych inteligencji i teleskopów Webba. Czytamy, że ponad 80 % Rosjan popiera „specjalną operację denazyfikacyjną”. Że Komitet Żołnierskich Matek Rosji (!) wydał następującą deklarację:
„My, żołnierskie matki Rosji, wychowałyśmy swoich synów, by bronili swojej ojczyzny przed nazizmem. Nasi synowie, z honorem, wypełniają swój obowiązek”.
I oto widzimy, że „tamci” są dziką hordą znaną z wyblakłych wspomnień naszych rodzin. Że zamieszkują jakąś niepojętą wirtualną rzeczywistość, przypominającą historyczną rekonstrukcję, lecz stającą się ciałem na mocy decyzji podejmowanych przez bezwzględnych ludzi o skrwawionych dłoniach. Że operację dehumanizacji „ukraińskich nazistów” i „chochłów” przeprowadzono z pełną starannością i pilnością, zgodnie z wzorcami opracowanymi przez doktora Goebbelsa. Że masy wytresowane do posłuszeństwa od kołyski są dziś nie mniej podatne na formowanie w równe szeregi pod dyktando rzeźników niż sto lat temu. Rosja mentalnie gotowa jest już do ludobójstwa na pełną skalę i w zasadzie przestała to już ukrywać: Ukraińców oddziela od niego jedynie opór ich armii i dalece niewystarczające wsparcie militarne Zachodu.
Ukraina musi zwyciężyć w tej wojnie i na nas, pozostałych „cywilizowanych Europejczykach” spoczywa odpowiedzialność za umożliwienie jej tego. Należy przestać wydzwaniać do Putina, przestać zastanawiać się nad tajemnicami jego rosyjskiej duszy, przestać bredzić o „broni defensywnej” i wyposażyć wreszcie armię ukraińską w pełen arsenał ciężkiego uzbrojenia: od czołgów podstawowych po ciężkie systemy artyleryjskie (lufowe i rakietowe). I należy przygotować się na długi, kosztowny konflikt, w którym musimy przetrącić grzbiet rosyjskiej bestii, tak jak przetrącono go bestii radzieckiej.
My, „cywilizowani Europejczycy”, którym wydaje się, że przed losem Ukrainy ochroni nas Artykuł 5. Traktatu Północnoatlantyckiego i potęga naszych sojuszników zza Atlantyku, wciąż jeszcze nie wybudziliśmy się w pełni z drzemki naszej la belle époque. Niestety na ogół budzimy się z niej za późno. Ciągle budujemy zamki z naszych fantazji i udajemy, że mrok nie ma do nas dostępu. Tymczasem mamy jeszcze tylko moment, aby udowodnić, że mimo wszystko czegoś się nauczyliśmy i że historia nie musi zapętlać się w stryczek na szyi naszego sąsiada, nie musi podążać do piekła po krwawych śladach mięsa armatniego mobilizowanego żelazną wolą opętanych władzą i nienawiścią starców o martwych oczach, nie musi rymować się w tren wygłaszany przez czaszkę wykrzywioną w trupim uśmiechu, wyszydzającym nasze złudzenia, naszą naiwność, nasze tchórzostwo i hipokryzję.